piątek, 25 grudnia 2015

6. Part I: Wiem wszystko, co zrobiliście Matce Reyii Trümper, suki - X

             Witam was, w Boże Narodzenie. Przybywam z nowym rozdziałem. W końcu udało mi się dodać go wcześniej, niż robiłam do tej pory. Z okazji świąt Bożego Narodzenia, życzę wam wszystkim wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku . A teraz wszystkich zapraszam na rozdział, mam nadzieję, że pozostawicie po sobie jakiś ślad. 






              - Czekaj! Rozpoznaję tą okolicę. – Zwolniła trochę samochód. – Mieszkam po drugiej stronie.  Tori zgasiła silnik i na jej twarzy rozkwitł rozpromieniający uśmiech.
              - No, to jesteśmy sąsiadkami. Odwróciłam się w jej stronę, poczułam ulgę. Wreszcie dotarłam do domu. Uśmiechnęłam się lekko.
              - Dziękuję za podwiezienie. – Skinęła głową. 
              Pobiegłam, przechodząc na drugą stronę ulicy, otwierając bramę. Weszłam, nie oszczędzając sobie hałasu wejściem. Od razu przypomniało mi się, co w czasie lekcji planowałam zrobić. Od razu w oczy zrzucił mi się salon, pokrywający stół obrusem, a na nim jacyś ludzie. Dwoje braci. Policjant i Matematyk? A, jednak to prawda. Zaprosili ich. Pokręciłam głową w niezadowoleniu. Chrząknęłam, wchodząc głębiej do salonu. Odwrócili się do mnie, z wyjątkiem Ojca.  Patrzyli na mnie, jakbym urwała się z  choinki. No, tak. Mam rozczochrane włosy, i brudna jakbym się turlała  w lesie. Cóż, poranny deszcz zrobił swoje, jeszcze  dodać do tego napad. Aż, złość we mnie wzbiera na myśl o tym, że  ukradł mi komórkę i rzeczy niektóre, jakie posiadałam w  torebce. Nawet nie przyjrzałam się, jakie.

               Zwróciłam wzrok ku  Billo‘wi.
               - Dzwoniłam do ciebie! Dlaczego masz wyłączony telefon? Czy ty wiesz, co ja przeżywałam? Chciałam, byś mnie odebrał. Ale nie, ty musiałeś w takiej sytuacji mnie postawić. Byłam sama, musiałam być na zasranym apelu, gdzie w mojej szkole jakaś dziewczyna została zamordowana! Co gorsze, potem wracałam ze szkoły sama, nie wiedząc  w którą stronę do domu! Więc, poszłam do parku. Siedziałam, sobie na ławce zziębnięta. A potem nagle ktoś napada mnie  okradając komórkę i resztę moich rzeczy.
              Oddychałam, ledwo łapiąc oddech. Wyrzuciłam to, co chciałam powiedzieć, może  niezupełnie. Oprócz tych dwojga braci, którzy nadal siedzieli. Ale po moim nieprzerywanym monologu wstali. Najpierw ten policjant a potem matematyk. Bill wyglądał jakby nie wiedział o czym ja mówię. Zbiłam go z tropu. Nie rozumiem, popatrzyłam na niego pytająco. Czekałam na wyjaśnienia, na jakieś jego usprawiedliwienie, dlaczego wyłączył telefon.
               - Zaraz, zaraz.. przecież dostałem od ciebie wiadomość w południe, że wracasz rano. Bo miałaś projekt do zrobienia  z koleżanką. Podszedł bliżej do mnie. – Więc, zadzwoniłem pod numer  koleżanki, jaki mi podałaś. Rozmawiałem z nią, aby się upewnić, ale okazało się niepotrzebnie. I zapewniła bym się nie martwił.
               Że co?! Jakim cudem mogłam mu wysłać wiadomość? To nie możliwe. Patrzyłam na niego z otwartą gębą z wielkimi jak spodki oczami.
               - Nie wysłałam żadnej wiadomości. – rzekłam cicho. Do siebie, niż do niego.
               - W takim razie kto?! – odezwał się głos  z oddali. Po czym osoba stanęła obok Bill ‘a Oczywiście Ojciec, któżby inny?. Wtrąca się wtedy, gdy coś się dzieje ze mną. Zdążyłam zauważyć.  Troskliwy tatuś który, nie  zamienił ze mną ani słowa chociażby przeprosin do dzisiaj. 
               Przerażenie  w oczach malowało się na Bill ‘a, za to  Ojciec miał wściekły wyraz twarzy.
               Z ignorowałam krzyk Ojca. Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Stałam tak, główkując.
         
               Wiadomość. Koleżanka, napad..
              Ktoś chce mnie zranić..
             A ja, się dowiem kto to taki.. 
           
              A potem zbadać osobę, kto wysłał do Bill’a wiadomość. To z pewnością ktoś, kto zna się na komputerach. Z kim o tym pogadać? Bo, na pewno nie  z Bill ‘em ani z Ojcem. Nie mam nikogo na kim mogłabym polegać. Komu ufać?  Zdaje się że, muszę działać sama.
              Popatrzyłam chłodno jeszcze raz na Bill ‘a.
              - Po co ta kolacja? I co oni tu robią? – Wskazałam na Bliźniaków, gdzie stali cały czas milcząc.
              - Zaprosiliśmy ich. Zapomnieliśmy ci powiedzieć. – odezwał się Ojciec. A, czy ktoś  pytał go o zdanie? Wyręczając tym Bill ‘a. Zauważyłam jego mizerną minę. I nie tylko ja. – Zaprosiliśmy ich, ponieważ są naszymi sąsiadami. Jak zdążyłaś, pewnie zauważyć ten młody policjant, który był wczoraj u nas, i matematyk – który – uczy cię w  szkole, przeprowadzili się niedawno  od kilku tygodni tu mieszkają.
              - Zanim się tu wprowadziłam, rozumiem. – odparłam z ironią do siebie. Patrząc na Ojca.
              - Reya! – Zabrzmiał stanowczy głos Bill ‘a. Wyczuł moją ironię. Cóż, nie dziwie mu się, też bym tak zareagowała. Wściekłość jeszcze  nie zmalała. Odwróciłam wzrok od Ojca do Bill ‘a. Staję się zbyt zmęczona, by się przejmować. Teraz widzę Bill ‘a wściekłego. Po raz pierwszy. – Powiedz mi, czy  nie jesteś ranna? Oh, wczas sobie przypomniał. Podszedł do mnie, dotykając każdą część mojego ciała. Jego głos na powrót stał się łagodny. Chociaż jestem zła, a nie powinnam. W końcu to nie jego wina, że nie wiedział co się działo ze mną.
              - Nie, nic mi nie jest. Uśmiechnęłam się lekko do niego.
              Bill’owi najwyraźniej ulżyło, widząc go uśmiechniętego.
              - To dobrze. 
        .

                            Digital Daggers - Bad Intention (zalecam kliknąć, to dodaje klimatu )


              Tori rozwalona, leżała przy laptopie na łóżku z pootwieranymi książkami. Uczyła się na jutrzejszy konkurs z Literatury Angielskiej. Z jednej strony miała pocztę i portale społecznościowe otwarte, z drugiej otwarte książki. Powiedziałby ktoś jej, że nie skupi się mając otwarty Internet, ale Tori zawsze miała kontrolę nad wszystkim. Zawsze dawała radę, jak do tej pory. Była osobą, która zawsze ma poukładane w głowie. Była wzorową uczennicą, jak i w domu. Rodzice  ją chwalą na każdym kroku, czego się nie podejmie. Zaś w szkole..  nie powiedziałaby, że jest najlepsza we wszystkim, jakby chciała. Xenna Fult i jej przyjaciółki stawiły problem.
              Xenna dziwnym zbiegiem okoliczności, robiła zawsze to, co w czasie Tori, i zawsze wychodziło na to, że Xenna była górą, ale Tori nie poddawała się i z podniesioną głową walczyła z nią. I pomyśleć, że kiedyś byliśmy tak bliskimi przyjaciółkami. – Powiedziała do siebie.  Skupiając się na wiedzy w książce, przerwał ją dźwięk z laptopa, przychodzącej wiadomości. Oderwała wzrok z książki.
           
              



                Od: X
                Do: Tori


                Pilnuj swojej siostrzyczki, inaczej będzie następna. Chyba nie chcesz by spotkało to samo co Amber, prawda?


                 - X

                  
               Wstrząsnął nią dreszcz ze strachu. Czyżby przypuszczenia Bonnie okazały się trafne?  Nie mogła w to uwierzyć. Musiała natychmiast zadzwonić do wszystkich, ściągnąć ich do siebie.
.

               Tego samego dnia, Bonnie postanowiła pożną nocą, odwiedzić  niedaleko dom Fult ‘ów  zamiast do swojego. Chciała przez chwilę po przyglądać się, więc ukryła się za wielkim drzewem w samochodzie. Światła w oknach były pogaszone. Na co ona liczyła? Jest dość późno i wszyscy pewnie już spali.
               Czekała. 
               Przymknęła na chwilę oczy. Była zmęczona, chciało jej się spać. Westchnęła. Nic się nie stanie, jeśli się trochę zdrzemnie w samochodzie.

               20 minut później..
               
               Dźwięk przychodzącej wiadomości ją zbudził. Przetarła zaspane oczy, biorąc komórkę.
       
               Od: Nieznajomy

               Droga Bonnie! Czy nie wiesz że, ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Pamiętaj,            obserwuję cię.  – X. 
               
               Wstrzymała oddech. Schowała komórkę, zerknęła na dom Fult’ów, pokój Xenny był oświecony. Teraz na sto procent była przekonana, kim jest tajemniczy X. Zapaliła silnik, i odjechała do domu.
 .
     
               Alice, i Ashley natychmiast przyjechali do Tori, mimo później pory. Brakuje tylko jednej osoby. Bonnie.
                - Gdzie Bonnie? Próbowałam się z nią skontaktować, ale nie odbiera. Może wiecie? – popatrzyła na nich Tori, zmartwiona. Jeszcze im nie powiedziała, chciała zaczekać na swoją siostrę i wtedy im pokazać wiadomość. – Alice? 
                - Tak, powiedziała że musi pospiesznie gdzieś pojechać, nie powiedziała dokąd. – Wzruszyła ramionami.
                - oh nie, cholera! – syknęła.
                - Tori, o co chodzi? Powiedziałaś przez telefon, że to coś związanego z X.
                Tori westchnęła ciężko. 
                - Tak. Zadzwonię do niej jeszcze raz. Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku..− mruknęła do siebie.
                Ashley i Alice popatrzyli na siebie.
                - Tori, martwisz nas. Czemu miałoby jej się coś stać?
                - Okay, powiem wam w  skrócie. Bonnie miała rację, dostałam wiadomość od X.
                - Co? – powiedziały razem.
                - Poczekajcie.. mam łączenie. O, właśnie Bonnie dzwoni.  - Bonnie? Gdzie ty się podziewasz?!  Dzwoniłam do ciebie kilka razy. Co? Też?. Przyjedz szybko do mnie, dziewczyny są u mnie. Powiem ci jak będziesz. – zakończyła połączenie i popatrzyła na swoje przyjaciółki, którzy wyczekiwali wyjaśnień od Tori. – Jak przyjedzie, powiem wam. Zaczekajmy.
                Po kilku minutach zauważyli, jak Bonnie parkuje nad domem swojej siostry.
                - Nareszcie. Gdzie byłaś? – Tori podeszła do niej, przyciskając ją do siebie.
                - Kręciłam się wokół domu Xenny. Dziewczyny teraz mam pewność że, Xenna jest X! Musicie mi uwierzyć. Pokaże wam wiadomość.
                - Czekaj, czekaj. Bonnie, wiem o tym. 
                - co? Ale jak? Nawet nie.. −  Tori przerwała jej.
                - Chodźcie ze mną na górę. 
                - O Boże..  – wydukała cicho Ashley
                - Nie..   – Alice wbiła wzrok w ekran, zszokowana.
                - Więc.. Amber została zamordowana przez swoją siostrę? – odezwała się ostatnia Bonnie.  Zwracając się z pytaniem do Tori.
                - Dokładnie. 
.

                Kolacja jeszcze trwała, więc wzięłam w tym czasie gorącą kąpiel i przebrałam się w czyste ciuchy. Bill kazał, bym potem zeszła na dół. Myślałam że po tym, w jakim stanie mnie zastali wszyscy, sobie pójdą. Prosiłam Bill’ a czy mogę zostać w  pokoju. Oczywiście się nie zgodził. Schodziłam po schodach na dół. Widząc ich, rozmawiających przy stole, podeszłam do nich.
                - Hej – nieśmiało się uśmiechnęłam w stronę Bill’ a. Zaprzestał rozmowę z Policjantem. Zapomniałam jak ma na imię. Z resztą tym lepiej. Odwrócił się do mnie.
                - Oh, Reya usiądź obok Tom’ a. Uśmiech natychmiast mi zrzedł. Bill widząc moją reakcje, potarł moje ramię, pocieszając. – okay?. Kiwnęłam głową, słabo. Nie protestując usiadłam obok Ojca. Nie popatrzyłam nawet w jego stronę. Na stole były pyszności, aż się prosi to wszystko zjeść. 
                Sałatka z kurczakiem, więc nałożyłam sobie na talerz. Hmm, a ponoć są wegetarianami. Chyba że, ugotowali specjalnie dla gości, to miałoby sens. Ciekawe też, kto gotował. Stawiam bardziej na Bill’ a niż na Ojca. Kolejną porcję nałożyłam małych pomidorów posypanym z szczypiorkiem. Widzę pieczony indyk oraz, muszę przyznać jest to moje ulubione jedzenie, czyli zapiekanka z ziemniaków i cukinii. Zjem, jeśli się zmieszczę. Oni chyba powariowali tyle gotować, tylko dla dwóch gości. To wygląda jakby było jakieś święto, a nie zwykła kolacja. Nigdy z mamą sobie na tyle nie pozwalałyśmy. Jedliśmy to, na co było nas stać. Może spróbuję trochę indyku. Mój wzrok się zatrzymał na potrawach, wyglądającym na wegetariańskie. Ileż musieli się natrudzić. I to tylko Bill gotował..
                 Nie sądziłam, że byłam aż taka głodna. Skończyłam zjeść, nie mam wcale dość, muszę zjeść moją ulubione danie. Zapiekanka z  cukinii. Wszyscy mieli do dania czerwone wino, oprócz mnie. A, kusi mnie, by spróbować. Oczywiście jestem niepełnoletnia, więc miałam tylko sok cytrynowy. 
                  - Reya..− odezwał się Policjant. Oh nie, tylko nie to. A było tak fajnie, gdy nikt się do mnie nie odzywał. Przerwałam jeść i z fałszywym uśmiechem spojrzałam na niego.
                  - Tak?
                  - Z Bill’ em i z twoim Ojcem rozmawialiśmy na temat skradzionych rzeczy, w czasie gdy cię przez chwilę nie było. I stwierdziliśmy to sprawdzić, to znaczy ja. Możesz mi powiedzieć oprócz telefonu, jakie rzeczy ci skradziono? 
                  Wszyscy popatrzyli na mnie, oczekując co odpowiem. Posłałam policjantowi szczery uśmiech. Obawiałam się, że pytania będą nieodpowiednie dla mnie. Przez chwilę zapomniałam o tym zdarzeniu z sprzed godziny, co miało miejsce.
                  - Oczywiście... osoba, która mnie napadła ukradła klucze, portfel, telefon, co pan  zresztą wie i.. tyle. − wymieniałam.  Nie wspomnę mu o liście, który dostałam od Matki. A,  teraz został skradziony. Nie wiem, na co napastnikowi mój  list? Bardziej się tym martwię, niż portfelem i kluczem. Mogłam go trzymać w szufladzie, a nie wziąć go ze sobą. Teraz cholernie żałuję. Sto razy czytałam ten list, czy na lekcjach, czy  na przerwie. W końcu chce rozwiązać zagadkę Matki. 
                   Nadszedł  piątek, a  związku z tym czeka mnie i całą szkołę pogrzeb. Tak, cholernie nie chcę mi się iść. Jestem tu nowa, i nawet nie wiem po co ja tam idę? Przeprowadziłam się tu w połowie września, w środku dni nauki szkolnej, bo musiałam i nie miałam na to wpływu.
                   Ubrałam czarną sukienkę, prostą nie rzucającą się w oczy. Włosy ułożyłam w kok a makijaż lekki. Wzięłam torebkę i zeszłam na dół do jadalni. 
                  - Cześć – powiedziałam do Bill’ a.
                  - Hej – uśmiechnął się do mnie. – siadaj, śniadanie jeszcze zostało. O której masz być na pogrzebie?
                  - um – spojrzałam na zegarek – za kilka minut. Zdążę jeszcze zjeść. Uśmiechnęłam się sztucznie. 
                  - Reya, mam coś dla ciebie.
                  Zaskoczona, posłałam pytające spojrzenie.
                  - Myślałem o tym wcześniej, ale nie byłem pewien czy będziesz chciała. – podszedł do salonu po coś, i wrócił z czymś. Podsunął mi na stoliku nowiutki iphone6 plus. ˗ Reya, wiem jak żyłaś wcześniej z matką. Chciałbym to zmienić, ale nie tylko dlatego ci to daję. Nie masz telefonu, a musimy mieć kontakt ze sobą, gdziekolwiek przebywasz poza domem. Od  napadu wiele myślałem razem z Tom’em. Postanowiliśmy ci kupić telefon. 
                  - Mój Ojciec też? – widząc moją reakcję, szybko zareagował.
                  - Nie, nie.. my tak postanowiliśmy, ale ja kupiłem. Reya, jak długo będziesz zła na Tom’a ? Ja, rozumiem co zrobił, też sam święty nie jest. Ale powinniście porozmawiać. 
                  - Ale to on jest winny. I powinien mnie przeprosić. – stawałam na swoim.
                  - Oczywiście, masz rację, ale wiedz, że mu ciężko jest. Bill westchnął. – przyjmij ten iphone, Reya proszę. 
                  Patrząc to z iphon’a na niego.  W jego oczach dostrzegłam błaganie. I tak nie mam wyjścia. Nie stać mnie na telefon, pozostaje tylko go wziąć.
                  - Dobrze. – uśmiechnęłam się lekko. To, marzenie każdej nastolatki by, dostać takiego iphon’a. Nie marzyłam o czymś takim. Jestem bardzo skromna i nigdy nie żądałam żadnych prezentów. 

                  Wchodziłam do kościoła, najbliżsi i krewni zmarłej koleżanki siedziały cztery dziewczyny do mnie tyłem. Wielkie drzwi się za mną lekko zatrzasnęły, powodując lekki hałas. Wszyscy się odwrócili, z wyjątkiem dziewczyn. Cała czerwona na twarzy, szłam prosto rozglądając się z prawej i lewej strony, gdzie usiąść. Nienawidzę gdy tak na mnie patrzą. Spostrzegłam wzrok Tori, uśmiechnęła się lekko do mnie, ręką wskazując, abym usiadła obok nich. Więc, szybkimi krokami znalazłam się obok Tori.
                  - Hej.
                  - Cześć Tori, muszę spytać dlaczego tu jestem? Nie rozumiem, nie jestem żadną bliską osobą waszej koleżanki.
                  - Po prostu, tak było lepiej.
                  - Też bym chciała wiedzieć. ..− burknęła cicho Ashley. Na pewno nie chciała abym to usłyszała, ale usłyszałam.
                  - Co? Spojrzałam na nią. Tori oskarżycielsko szturchnęła ją w ramię.
                  - Ashley! – syknęła.
                   Okay, to było dziwne. O co  chodzi?
                
                  Msza skończyła się szybko niż myślałam, nie chciałam czekać na dziewczyny, wyszłam jako pierwsza wybiegając z kościoła. Przystanęłam, gdy  w Iphon’ie zadźwięczał mi, uświadamiając mnie o wiadomości, jeśli się nie mylę.
                 

                  




                    Od: Nieznajomy.

                   Wiem wszystko, co zrobiliście Matce Reyii Trümper, suki 
                    – X

                    Co takiego?! 

.
             
                    - Ashley, mogłaś zachować to do siebie, a nie powiedzieć na głos przy Reyi. – krzyknęła Alice do Ashley. Wychodząc już z kościoła. Alice i Ashley wykłócali się, nie przestając. Ich telefony, kłótnie przerwały.
                    - Znowu – rzekła znudzona Tori – ciekawe co tym razem.− przewróciła oczami. Miała dość X.
                  
                   
             

               




                      Od: Nieznajomy.

                      Wiem wszystko, co zrobiliście Matce Reyii Trümper, suki
                       – X

                       P.S ONA TAKŻE O TYM JUŻ WIE. 
                       
                      Wszystkie dziewczyny wstrzymali oddech, nie spodziewały się takiej wiadomości, ale zaraz. Coś im nie pasowało, jak to Matka Reyii?
                       - Czy.. wy – Tori miała gulę w gardle – myślicie to, co ja? Wszystkie spojrzały na nią.
         Kiwnęli głowami.
                       - Mam, rozumieć że w wakacje, podczas pobytu w Niemczech, gdzie zaprzyjaźniliśmy się z Loren to..to matka Reyi?! –zapiszczała Bonnie.
                       - Na to wygląda – odpowiedziała zszokowana Ashley. 














wtorek, 1 grudnia 2015

5. X- jak Xenna Fult-Luft

                                      




                      
              Kolacja? Chyba się przesłyszałam. Tak, na pewno, w razie pewności zapytam Bill ‘a.  Widząc szeroki uśmiech matematyka, ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia, zatrzaskując drzwi. Byłam wściekła, nawet nie wiem, czy ze mnie sobie zażartował.
    
              Połowa lekcji miałam już za sobą. Kolejny lunch drugiego dnia, konsumuję samotnie. Tym razem siedzę sama z dala od rówieśników z rozmyśleniami nad różnymi sprawami, najbardziej nad kolacją, – która – rzekomo ma się odbyć. A może matematyk sobie teraz śmieje się ze mnie, jaka to ja naiwna jestem, że uwierzyłam w taką bzdurę? Skąd mogę to wiedzieć? Nieważne. Czemu Bill i Ojciec mieliby zaprosić ich na kolację? A może chcą zaprosić tego policjanta i tego matematyka w ramach za te, ostatnie wydarzenie. Jeśli tak, to, w jakim celu? Nie ukrywam, że mi się to nie podoba, muszę się dowiedzieć.

               Do końca lekcji zostało mi niemal piętnaście minut. Nie mogę się aż doczekać, kiedy przekroczę – próg domu – niczym wejście smoka waląc prosto z mostu skierowanym do Bill ‘a z zapytaniem, które tak krąży w mojej głowie i nie mogę przestać, przy tym nie skupiając się na lekcji.

                - Proszę o chwilę uwagi! – Zabrzmiał głos z megafonu, przerywając moją wizję. – Wszystkich uczniów, prosimy po lekcjach skierować się do Sali gimnastycznej obowiązkowo! Dziękuję za uwagę. Po chwili usłyszałam wyłączanie megafonu. Świetnie. No to poczekam sobie jeszcze dłuższej na powrót do domu. Toć ciekawe, co takiego pilnego może być, że aż wszyscy muszą się na nim pojawić
               Na dźwięk dzwonka, wyleciałam szybko z klasy, by mieć to za sobą. Podążając w kierunku Sali gimnastycznej. Zaraz… a gdzie w ogóle jest ta „ sala gimnastyczna”? Cholera!. Przystanęłam, uczniowie wybiegają z klas wzdłuż korytarzem jakby się paliło. Wzruszyłam ramionami. Popychali się nawzajem tak, że któryś z nich mnie mocno popchnął, co skutkiem było moim prawie- upadkiem, gdyż poczułam czyjąś dłoń.  Odwróciłam się, dostrzegając niską blondynkę, miała kręcone włosy, niebieskie oczy i urodę anielską.
                - Hej, wszystko w porządku? – Uśmiechnęła się lekko. Kiwnęłam głową, odwzajemniając jej gest.
                - Dzięki. Um.. Wiesz gdzie jest sala gimnastyczna?
                - Jasne. To prosto, zaraz tam. O! Widzisz. – Skierowała wzrokiem i palcem, gdzie wszyscy wchodzą do pomieszczenia. Za pomocą blondynki wstałam, poprawiając się.
                - Jak sobie radzisz u nas w „szkole”? Czekaliśmy aż tłum kroczący wokół nas nie zwolni, by wejść do środka bez przepychania się nawzajem. Zdecydowanie nie lubię tłumów. Spojrzałam na blondynkę odpowiadając nieśmiało.
                - Jest dobrze. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do rówieśników, zważywszy, że zawsze byłam cicha i nieśmiała. I zawsze gotowa na ciosy innych. Ale tego już jej nie powiedziałam. Wydaje się zainteresowana moją osobą, chyba, że mam mylne wrażenie.
                - Nie wiem czy mnie pamiętasz, ale wczoraj siedzieliśmy razem na stołówce.
               Zastanawiałam się chwilę, by sobie przypomnieć. O ile pamięć mnie nie myli, to były brunetki, gdzie zasiadłam tamtego dnia z nimi. Możliwe, że bałam się odezwać, bądź unieść na nich wzrok, że nie widziałam, że, siedziała tam jakakolwiek blondynka.
                - Nie.. – Posłałam jej przepraszające spojrzenie.
                - Oh, rozumiem. – Blondynka uśmiechnęła się szeroko – W takim razie się przedstawię, Jestem Alice Jackson. Przyjaciółka trzech dziewcząt.
                - Miło mi. – Uśmiechnęłam się do niej.
               Tłum na korytarzu zaczął maleć, w związku tym zaczęliśmy zagłębiać się do środka Sali. Mijałam osoby, przechodząc w raz z blondynką obserwując. Alice opowiadała, jakie są osoby w naszej szkole, kto jaki jest, z kim najlepiej omijać, a z kim warto się zaprzyjaźnić. Dziwna szkoła. Chociaż w Niemczech było podobnie, ale jednak różni się od mojej, w której jestem teraz.
                - Wiesz, dziewczyny i ja, chcielibyśmy cię oprowadzić po szkole. Jeśli, oczywiście chcesz.
               Oderwałam się od gapienia się w jakąś blondynkę, która wyglądała jak chodząca modelka. Zdziwiona, patrzyłam na nią przez dłuższą chwilę. Dlaczego ktoś taki jak ona? Proponuję mi oprowadzenie po szkole z jej przyjaciółkami.? Nigdy nie byłam do tego przyzwyczajona. Nikt właściwie, nie podchodził do mnie ot tak sobie mi pomóc, gdy upadam, czy próbowali do mnie zagadać. Nigdy. Więc dlaczego ona? Okay, wydaje się naprawdę miła, przyjazna i ciągle się uśmiecha. Chyba radosna z niej dziewczyna. Zawsze, gdy ludzie jak coś chcieli ode mnie, nie było to bezinteresownie. Więc jaką mam mieć pewność, że i tak tym razem nie będzie? Chyba powinnam wiedzieć, że nie w każdej szkole jest. Jednak się zgodziłam.
                - Jasne. Jeszcze nie jestem w obeznana, gdzie, co jest. Klasnęła radośnie się uśmiechając.
                             - Super! Jak już mowa o dziewczynach to, chodź siedzą tam po lewej stronie ławki. Wahałam się, iść czy nie iść za nią? Gdy zauważyła, że nie idę, przystanęła. – Słuchaj, rozumiem, że masz wątpliwości, co, do każdej osoby. Ale my nie jesteśmy takie. To, co spotkało cię w poprzedniej szkole, bo chyba cię spotkało coś przykrego?   Przytaknęłam. – Nie znaczy, że może też tak być z nami. Westchnęłam głęboko i mimo wszystko poszłam za nią.  Podeszliśmy do dziewczyn.
                - Hej dziewczyny, popatrzcie, kogo przyprowadziłam. Wszyscy obrócili się w naszą stronę. Uśmiechnęły się ciepło do mnie i jedna z nich, brunetka przywitała się ze mną.
                - Witaj ponownie. Wcześniej nie mieliśmy okazji się przedstawić. Jestem Bonnie Nelson – wskazała obok siedzącą niską brunetkę – To Tori Nelson, moja przyrodnia siostra, właściwie od niedawna i ma szczęście, że się zaprzyjaźniłam z nią wcześniej zanim się dowiedziałam – zaśmiała się. – Nieważne. Kolejna dziewczyna, którą wskazała Bonnie, była blondynka o długich włosach, Aż do łokci. –  I nasza, Ashley Benson – pokiwała głową z uśmiechem.
                - Cześć wam, miło was wszystkich poznać. – Usiadłam na ławce obok Bonnie, a Alice przysiadła obok mnie. Wokół nas słychać były głośne rozmowy uczniów, dopóki dyrektorka nie weszła do Sali, przyciszając innych odezwając się.
                - Proszę o ciszę!. Szmer pomiędzy uczniami momentalnie ucichł.
                - O co tak naprawdę chodzi? – Zapytałam nieśmiało z zaciekawieniem. Wszyscy odwrócili wzrok od Dyrektorki wlepiając we mnie.
                - Nasza koleżanka, która zaginęła kilka tygodni temu właśnie znaleźli ciało. Zmarła. – Odpowiedziała, jeśli się nie mylę, Tori. Nagle wszyscy posmutnieli.
                - Oh.. – Wyrwało mi się. Więc dlatego jest takie zamieszanie. Co za początek mojego nowego życia. Na drugi dzień szkoły przychodząc, muszę wysłuchiwać Dyrektorki zmarłej koleżanki dziewczyn. Jak by było to na porządku dziennym, w dodatku nadal jestem po śmierci mojej zmarłej Matki.
                - Witam was! Wezwałam was wszystkich, ponieważ dotarła do nas bardzo przykra wiadomość. – przemówiła Dyrektorka. – Niektórzy z was już pewnie się dowiedziała, a  inni jeszcze  nie. W związku  z tym, zebrałam was tu wszystkich. Nasza koleżanka Amber Fult z przykrością oznajmiam że, została ubiegłej nocy zamordowana. – zrobiła chwilę pauzy przez co, zrobił się nagły szmer między rówieśnikami. Dziewczyny wierciły się niespokojne, jakby miało coś za moment strasznego nadejść. Wzruszyłam obojętnie ramionami. To do mnie nie dotyczy. Tracę bezcennie czas, mogłabym teraz  z Bill’em rozmawiać na temat rzekomej kolacji. Zamiast tego, muszę tu siedzieć i wysłuchiwać o morderstwie jakiejś dziewczyny, której nie znam.
                - Spokój! – uciszyła uczniów Dyrektorka. – Związku z tą tragedią, wszyscy jesteśmy zobowiązani obowiązkowo na przyjście pogrzebu w piątek. Co, do godziny będzie wywieszone  na korytarzu w gablotce jutro. To wszystko, możecie się rozejść. Rozległ się hałas, wszyscy kierowali się do wyjścia, my jednak dalej siedziałyśmy. Dziewczyny byli pogrążeni w myślach.
                 Sala zaczęła pustoszeć, więc chrząknęłam aby zwrócić na siebie uwagę.
                - To ja już pójdę. Zaczęłam się oddalać od dziewczyn. 
                - Czekaj! – dobiegł do moich uszu krzyk. Odwróciłam się. Tori, chyba jedyna  z dziewczyn oderwała się z pogrążających myśli, jakie im  w tej chwili utknęli. Nie chcę wiedzieć nawet o czym.
                - Mieliśmy cię oprowadzić po szkole – podbiegła do mnie, łapiąc oddech. 
                - Oh, może jutro hm?. Teraz jest pewnie późno, i chciałabym pójść do domu. A zgaduję, że lekcje się skończyły dawno temu na skutek apelu. Tori przytaknęła ze zrozumieniem.
                - Oczywiście, nie ma sprawy. To, do jutra.
                - Cześć.
                Dziewczyny długo myślały nad tym, co się stało. Nikt się nie odzywał, jedyna  z nich która wróciła na swoje miejsce, Tori po rozmowie z nową koleżanką obserwowała swoje przyjaciółki. Dłużej nie znosząc tej napiętej ciszy wobec nich, odburknęła.
                - Dziewczyny, powinniśmy  już pójść. Wszyscy oderwali się, spoglądając na Tori, nie rozumiejąc. – No, wiecie już wszyscy poszli, tylko my zostaliśmy tu ostatni. Porozglądali się wokół siebie.
                - Oh  – wydukała Bonnie. Reszta zawtórowała jej, wstali idąc w stronę wyjścia powoli.
                                  
                Tori rozmyślała nad ostatnimi wydarzeniami, a szczególnie zamordowanej koleżanki. Ich życie się zmieniły odkąd wyjechali na wakacje do Niemiec. 
                - Słuchajcie, myślicie że, X ma coś  wspólnego ze śmiercią Amber? – odezwała się Tori, przerywając napiętą ciszę.
                - Nie sądzę. Nie przyjaźniliśmy się z nią zbyt blisko. – pokręciła głową Bonnie. –Amber bardziej trzymała się z dala od nas. Nienawidziła się z siostrą, z którą się przyjaźniliśmy.
         
                Amber Luft- Fult była najbardziej dziwniejszą dziewczyną w całej szkole, wybierała sobie znajomych z którymi chciała się zadawać. Była siostrą najpopularniejszej dziewczyny o imieniu Xenny Luft. Amber była jej przyrodnią siostrą. Amber w raz z Matką gdzie, mieszkały w małej wsi, w Teksasie przeprowadziły się do Los Angeles ze względu z braku środków do życia, poprzez – Jak Bonnie pamiętała, z czasów, gdy przyjaźniła się z Xenną – poznała właśnie jej Ojca, pewnego wieczora, gdy przyjeżdżał do Teksasu. Jak wspominała Xenna, od razu zaoferował swoją pomoc i od razu była chemia między nimi. Tak, bynajmniej opowiadała jej przyrodnia  siostra, która była tego świadkiem. Ale  czy  było tak naprawdę? Czy nie  nawymyślała, jak to do tej pory robi teraz? Nie od  dziś wiadomo, że lubi plotkować ze swoimi przyjaciółkami. Chociaż traktuje ich „ dla własnej potrzeby”. Nie od razu ona i dziewczyny poznali się po niej, jaka naprawdę jest.  Od zaginięcia Amber, zanim rozpoczął się rok szkolny, Xenna nagle zerwała wszelkie kontakty z nią i jej przyjaciółkami, uświadamiając sobie że, nie są już potrzebni. Byli rozczarowani, zranieni i nie zrozumiani. Myśleli, że naprawdę się przyjaźnią. Dopiero później zrozumieli jej prawdziwe intencje. Miała ich „dla własnych swoich potrzeb” i manipulowała, wydobywając z nich wszystkie sekrety. A, teraz znalazła sobie inne ofiary. Współczuła tych dziewcząt, chociaż wybrała  – trzeba to przyznać głupie blondynki . – które raczej niczym tak się nie interesują, jak życie innych ludzi i uprzykrzanie słabszych. Teraz, sekrety  – które  – wiedziała tylko Xenna małymi krokami wydobywały się na zewnątrz. Za pomocą Tajemniczego „X”.
                 Bonnie i pozostałe dziewczyny byli w drodze zaparkowanych swoich samochodów, gdy Bonnie nagle coś olśniło.
                  - O boże! . – Przystanęła, szeroko rozwartymi ustami i wybałuszonymi oczami popatrzyła jak dziewczyny byli tyłem odwróceni od Bonnie, przystanęli także i odwrócili swoje twarze w kierunku Bonnie. Byli spokojni, ale zauważając jej przerażającą twarz.
                  - Co się stało Bonnie? . – Troskliwie objęła ją Tori, widząc że zaczęła się trząść. Pewnie z zimna, przecież zbliża się październik . – pomyślała.
                  - Xenna znała wszystkie nasze sekrety prawda?
                  - No.. tak. . – przyznała Ashley. . – Ale nie rozumiem, do czego zmierzasz? Popatrzyła na Bonnie badawczym spojrzeniem.
                  - Dziewczyny… przecież X zna nasze wszystkie sekrety, jakby nas wszystkich znał. Xenna je  znała! Teraz, właśnie analizowałam w głowie naszą „byłą przyjaciółkę”. Dlaczego, dopiero teraz na to wpadłam?
                  Dziewczyny nagle znieruchomieli.
                  - Ale! Czemu miałaby to robić? To niemożliwe! . – Odezwała się Alice. . – Nie robiliśmy czegoś, co by jej zaszkodziło bądź zraniłoby. Fakt, mogłaby to być ona. Na jakiej zasadzie miałaby . – jeśli to ona . – zemścić się na nas?. Prędzej, my  byśmy chcieli się zemścić na niej, niż ona. W końcu ona nas  zraniła.
                  - Manipulowała. . – dodała Tori. Dalej obejmując roztrzęsioną siostrę.
                  - Nie wiem, nie wiem. Dziewczyny, ale czyż to nie dziwne? Że nieznajomy podpisuje się zawsze pod koniec wiadomości „x”? No, sami pomyślcie. X – jak Xenna!  – Zdesperowana Bonnie krzyczała, aż było słychać po całym parkingu. Chociaż nikt nie przechodził, i nikt nie musiał wysłuchać. Cały parking opustoszał, było ciemno, ale parking był oświetlany lampami, przez co można dostrzec ich samochody.
                  Dziewczyny milczeli przez chwilę. Każda z osobna rozmyślała nad słowami Bonnie.
                  Ashley westchnęła niepewnie. Na myśl, że  Xenna mogłaby być tajemniczym X, przeszły jej nieprzyjemne dreszcze. Jedno mogło  Xenne a  X łączyć tym, że znały wszystkie sekrety jej przyjaciółek. A co do resztych spraw, nie była całkowicie pewna.
                  - Bonnie.. nie mamy pewności  czy naprawdę to ona.

.

                               




                    Było już bardzo ciemno, a ja błądziłam między ulicami. Żadnych ludzi wokół nie było, co mnie przeraża. Zatelefonowałam do Bill ‘a kilka razy i za każdym razem nie odpowiada. Nie mam jak wrócić do domu a, przez ciemność nie mogę dostrzec znajomych dróg, gdzie szłam piechotą rankiem do szkoły. Świetnie! Do Ojca na pewno nie  zadzwonię, z resztą nie mam jego numeru. Przeklęty apel musiał się odbyć, a ja musiałam w nim uczestniczyć.
                                      
                     Doszłam do nie wielkiego parku. Usiadłam na jedną z nich rozglądając się. Spróbowałam się połączyć ponownie do Bill ‘a, nic z  tego.  Tym razem ma całkowicie  wyłączony telefon. Niech to szlak. Jak będę tu długo błądzić? Wstałam gwałtownie, kierując się prosto, przed siebie. Było już tak zimno, że miałam ciarki po obu rąk. Pocierałam swoimi dłońmi, by chociaż trochę się ogrzać. Nagle ni stąd wyskoczyła jakaś zakapturzona postać powalając mnie na ziemię, kradnąc mi komórkę oraz rzeczy które wysypały się z mojej torebki na podłogę. Przerażona, krzyknęłam głośno.  Chwilę temu potem zniknęła zakapturzona postać. Przez chwilę leżałam nieruchomo. Co to do cholery było? Ktoś przybiegł, najwyraźniej osoba była w pobliżu i usłyszała mój krzyk.
                     - Boże! Reya, nic ci nie jest?. Osoba znała mnie. Zbyt roztrzęsiona by poznać kto to, obróciłam się powoli wiodąc wzrokiem osobę. Tori. Co ona tu robiła o tej porze? Pomogła mi wstać, ale po chwili jęknęłam. Poczułam ból w plecach i  w żebrach. – Usłyszałam czyjś krzyk, i pobiegłam zobaczyć, ale gdy zauważyłam upadającą ciebie, zaraz przybiegłam tutaj. Co ty tutaj robisz o tej porze?
                     - Chciałam oto samo zapytać ciebie. Błądzę w  drodze do domu. Nie mogę trafić w  tym mroku. Jestem cholernie zziębnięta i wściekła, w dodatku właśnie przed chwilą mnie okradziono, nie mogłam nawet dodzwonić się do domu.! . – Wyrzucałam z siebie złość i frustrację.
                     - Wiesz, co? Mieszkam nie daleko. Ogrzejesz  się chwilę u mnie, a potem pomyślimy co dalej.. –  Przytaknęłam.



                               Witam, ponownie po trzech miesiącach. Zwlekałam z tym rozdziałem. Tym razem, starałam się aby, znowu długiej nie było przerwy. Ten rozdział trudno było mi pisać, ale potem w połowie już łatwiej mi się pisało. Więc, planowałam opublikować go  właśnie dzisiaj, 1 grudnia, w  dzień moich urodzin. I udało się, mam nadzieję, że dzisiejszym rozdziałem was nie zanudzam. A teraz, zapraszam was do czytania!