Kolacja? Chyba się przesłyszałam. Tak, na pewno, w razie pewności zapytam Bill ‘a. Widząc szeroki uśmiech matematyka, ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia, zatrzaskując drzwi. Byłam wściekła, nawet nie wiem, czy ze mnie sobie zażartował.
Połowa lekcji miałam już za sobą. Kolejny lunch drugiego dnia, konsumuję samotnie. Tym razem siedzę sama z dala od rówieśników z rozmyśleniami nad różnymi sprawami, najbardziej nad kolacją, – która – rzekomo ma się odbyć. A może matematyk sobie teraz śmieje się ze mnie, jaka to ja naiwna jestem, że uwierzyłam w taką bzdurę? Skąd mogę to wiedzieć? Nieważne. Czemu Bill i Ojciec mieliby zaprosić ich na kolację? A może chcą zaprosić tego policjanta i tego matematyka w ramach za te, ostatnie wydarzenie. Jeśli tak, to, w jakim celu? Nie ukrywam, że mi się to nie podoba, muszę się dowiedzieć.
Do końca lekcji zostało mi niemal piętnaście minut. Nie mogę się aż doczekać, kiedy przekroczę – próg domu – niczym wejście smoka waląc prosto z mostu skierowanym do Bill ‘a z zapytaniem, które tak krąży w mojej głowie i nie mogę przestać, przy tym nie skupiając się na lekcji.
- Proszę o chwilę uwagi! – Zabrzmiał głos z megafonu, przerywając moją wizję. – Wszystkich uczniów, prosimy po lekcjach skierować się do Sali gimnastycznej obowiązkowo! Dziękuję za uwagę. Po chwili usłyszałam wyłączanie megafonu. Świetnie. No to poczekam sobie jeszcze dłuższej na powrót do domu. Toć ciekawe, co takiego pilnego może być, że aż wszyscy muszą się na nim pojawić
Na dźwięk dzwonka, wyleciałam szybko z klasy, by mieć to za sobą. Podążając w kierunku Sali gimnastycznej. Zaraz… a gdzie w ogóle jest ta „ sala gimnastyczna”? Cholera!. Przystanęłam, uczniowie wybiegają z klas wzdłuż korytarzem jakby się paliło. Wzruszyłam ramionami. Popychali się nawzajem tak, że któryś z nich mnie mocno popchnął, co skutkiem było moim prawie- upadkiem, gdyż poczułam czyjąś dłoń. Odwróciłam się, dostrzegając niską blondynkę, miała kręcone włosy, niebieskie oczy i urodę anielską.
- Hej, wszystko w porządku? – Uśmiechnęła się lekko. Kiwnęłam głową, odwzajemniając jej gest.
- Dzięki. Um.. Wiesz gdzie jest sala gimnastyczna?
- Jasne. To prosto, zaraz tam. O! Widzisz. – Skierowała wzrokiem i palcem, gdzie wszyscy wchodzą do pomieszczenia. Za pomocą blondynki wstałam, poprawiając się.
- Jak
sobie radzisz u nas w „szkole”? Czekaliśmy aż tłum kroczący wokół nas nie
zwolni, by wejść do środka bez przepychania się nawzajem. Zdecydowanie nie
lubię tłumów. Spojrzałam na blondynkę odpowiadając nieśmiało.
-
Jest dobrze. Chyba nigdy się nie
przyzwyczaję do rówieśników, zważywszy, że zawsze byłam cicha i nieśmiała. I
zawsze gotowa na ciosy innych. Ale tego już jej nie powiedziałam. Wydaje
się zainteresowana moją osobą, chyba, że mam mylne wrażenie.
- Nie
wiem czy mnie pamiętasz, ale wczoraj siedzieliśmy razem na stołówce.
Zastanawiałam się chwilę, by sobie
przypomnieć. O ile pamięć mnie nie myli, to były brunetki, gdzie zasiadłam
tamtego dnia z nimi. Możliwe, że bałam się odezwać, bądź unieść na nich wzrok,
że nie widziałam, że, siedziała tam jakakolwiek blondynka.
-
Nie.. – Posłałam jej przepraszające spojrzenie.
- Oh,
rozumiem. – Blondynka uśmiechnęła się szeroko – W takim razie się przedstawię,
Jestem Alice Jackson. Przyjaciółka trzech dziewcząt.
-
Miło mi. – Uśmiechnęłam się do niej.
Tłum
na korytarzu zaczął maleć, w związku tym zaczęliśmy zagłębiać się do środka
Sali. Mijałam osoby, przechodząc w raz z blondynką obserwując. Alice opowiadała,
jakie są osoby w naszej szkole, kto jaki jest, z kim najlepiej omijać, a z kim
warto się zaprzyjaźnić. Dziwna szkoła.
Chociaż w Niemczech było podobnie, ale jednak różni się od mojej, w której
jestem teraz.
-
Wiesz, dziewczyny i ja, chcielibyśmy cię oprowadzić po szkole. Jeśli,
oczywiście chcesz.
Oderwałam się od gapienia się w jakąś blondynkę,
która wyglądała jak chodząca modelka. Zdziwiona, patrzyłam na nią przez dłuższą
chwilę. Dlaczego ktoś taki jak ona?
Proponuję mi oprowadzenie po szkole z jej przyjaciółkami.? Nigdy nie byłam do
tego przyzwyczajona. Nikt właściwie, nie podchodził do mnie ot tak sobie mi
pomóc, gdy upadam, czy próbowali do mnie zagadać. Nigdy. Więc dlaczego ona?
Okay, wydaje się naprawdę miła, przyjazna i ciągle się uśmiecha. Chyba radosna
z niej dziewczyna. Zawsze, gdy ludzie jak coś chcieli ode mnie, nie było to
bezinteresownie. Więc jaką mam mieć pewność, że i tak tym razem nie będzie?
Chyba powinnam wiedzieć, że nie w każdej szkole jest. Jednak się zgodziłam.
-
Jasne. Jeszcze nie jestem w obeznana, gdzie, co jest. Klasnęła radośnie się
uśmiechając.
- Super!
Jak już mowa o dziewczynach to, chodź siedzą tam po lewej stronie ławki. Wahałam
się, iść czy nie iść za nią? Gdy zauważyła, że nie idę, przystanęła. – Słuchaj,
rozumiem, że masz wątpliwości, co, do każdej osoby. Ale my nie jesteśmy takie.
To, co spotkało cię w poprzedniej szkole, bo chyba cię spotkało coś przykrego? – Przytaknęłam.
– Nie znaczy, że może też tak być z nami. Westchnęłam głęboko i mimo wszystko
poszłam za nią. Podeszliśmy do dziewczyn.
- Hej dziewczyny, popatrzcie, kogo przyprowadziłam. Wszyscy
obrócili się w naszą stronę. Uśmiechnęły się ciepło do mnie i jedna z nich,
brunetka przywitała się ze mną.
-
Witaj ponownie. Wcześniej nie mieliśmy okazji się przedstawić. Jestem Bonnie
Nelson – wskazała obok siedzącą niską brunetkę – To Tori Nelson, moja
przyrodnia siostra, właściwie od niedawna i ma szczęście, że się zaprzyjaźniłam
z nią wcześniej zanim się dowiedziałam – zaśmiała się. – Nieważne. Kolejna
dziewczyna, którą wskazała Bonnie, była blondynka o długich włosach, Aż do
łokci. – I nasza, Ashley Benson –
pokiwała głową z uśmiechem.
-
Cześć wam, miło was wszystkich poznać. – Usiadłam na ławce obok Bonnie, a Alice
przysiadła obok mnie. Wokół nas słychać były głośne rozmowy uczniów, dopóki
dyrektorka nie weszła do Sali, przyciszając innych odezwając się.
-
Proszę o ciszę!. Szmer pomiędzy uczniami momentalnie ucichł.
- O
co tak naprawdę chodzi? – Zapytałam nieśmiało z zaciekawieniem. Wszyscy
odwrócili wzrok od Dyrektorki wlepiając we mnie.
- Nasza
koleżanka, która zaginęła kilka tygodni temu właśnie znaleźli ciało. Zmarła. – Odpowiedziała,
jeśli się nie mylę, Tori. Nagle wszyscy posmutnieli.
- Oh.. – Wyrwało mi się. Więc dlatego jest takie zamieszanie. Co za
początek mojego nowego życia. Na drugi dzień szkoły przychodząc, muszę
wysłuchiwać Dyrektorki zmarłej koleżanki dziewczyn. Jak by było to na porządku
dziennym, w dodatku nadal jestem po śmierci mojej zmarłej Matki.
-
Witam was! Wezwałam was wszystkich, ponieważ dotarła do nas bardzo przykra
wiadomość. – przemówiła Dyrektorka. – Niektórzy z was już pewnie się
dowiedziała, a inni jeszcze nie. W związku z tym, zebrałam was tu wszystkich. Nasza
koleżanka Amber Fult z przykrością oznajmiam że, została ubiegłej nocy
zamordowana. – zrobiła chwilę pauzy przez co, zrobił się nagły szmer między
rówieśnikami. Dziewczyny wierciły się niespokojne, jakby miało coś za moment
strasznego nadejść. Wzruszyłam obojętnie ramionami. To do mnie nie dotyczy. Tracę bezcennie czas, mogłabym teraz z Bill’em rozmawiać na temat rzekomej
kolacji. Zamiast tego, muszę tu siedzieć i wysłuchiwać o morderstwie jakiejś
dziewczyny, której nie znam.
-
Spokój! – uciszyła uczniów Dyrektorka. – Związku z tą tragedią, wszyscy
jesteśmy zobowiązani obowiązkowo na przyjście pogrzebu w piątek. Co, do godziny
będzie wywieszone na korytarzu w
gablotce jutro. To wszystko, możecie się rozejść. Rozległ się hałas, wszyscy
kierowali się do wyjścia, my jednak dalej siedziałyśmy. Dziewczyny byli
pogrążeni w myślach.
Sala zaczęła pustoszeć, więc chrząknęłam aby zwrócić na siebie uwagę.
- To ja już pójdę. Zaczęłam się oddalać od dziewczyn.
- Czekaj! – dobiegł do moich uszu krzyk.
Odwróciłam się. Tori, chyba jedyna z
dziewczyn oderwała się z pogrążających myśli, jakie im w tej chwili utknęli. Nie chcę wiedzieć nawet o czym.
- Mieliśmy cię oprowadzić po szkole – podbiegła
do mnie, łapiąc oddech.
- Oh, może jutro hm?. Teraz jest pewnie późno, i chciałabym pójść do
domu. A zgaduję, że lekcje się skończyły dawno temu na skutek apelu. Tori
przytaknęła ze zrozumieniem.
- Oczywiście, nie ma sprawy. To, do jutra.
- Cześć.
Dziewczyny długo myślały nad tym, co się stało.
Nikt się nie odzywał, jedyna z nich
która wróciła na swoje miejsce, Tori po rozmowie z nową koleżanką obserwowała
swoje przyjaciółki. Dłużej nie znosząc tej napiętej ciszy wobec nich,
odburknęła.
- Dziewczyny, powinniśmy już
pójść. Wszyscy oderwali się, spoglądając na Tori, nie rozumiejąc. – No, wiecie
już wszyscy poszli, tylko my zostaliśmy tu ostatni. Porozglądali się wokół
siebie.
- Oh – wydukała Bonnie. Reszta
zawtórowała jej, wstali idąc w stronę wyjścia powoli.
Tori rozmyślała nad ostatnimi wydarzeniami, a szczególnie zamordowanej
koleżanki. Ich życie się zmieniły odkąd wyjechali na wakacje do Niemiec.
- Słuchajcie, myślicie że, X ma coś
wspólnego ze śmiercią Amber? – odezwała się Tori, przerywając napiętą
ciszę.
- Nie sądzę. Nie przyjaźniliśmy się z nią zbyt blisko. – pokręciła głową
Bonnie. –Amber bardziej trzymała się z dala od nas. Nienawidziła się z siostrą,
z którą się przyjaźniliśmy.
Amber Luft- Fult była najbardziej dziwniejszą dziewczyną w całej szkole,
wybierała sobie znajomych z którymi chciała się zadawać. Była siostrą najpopularniejszej
dziewczyny o imieniu Xenny Luft. Amber była jej przyrodnią siostrą. Amber w raz
z Matką gdzie, mieszkały w małej wsi, w Teksasie przeprowadziły się do Los
Angeles ze względu z braku środków do życia, poprzez – Jak Bonnie pamiętała, z
czasów, gdy przyjaźniła się z Xenną – poznała właśnie jej Ojca, pewnego
wieczora, gdy przyjeżdżał do Teksasu. Jak wspominała Xenna, od razu zaoferował
swoją pomoc i od razu była chemia między nimi. Tak, bynajmniej opowiadała jej
przyrodnia siostra, która była tego
świadkiem. Ale czy było tak naprawdę? Czy nie nawymyślała, jak to do tej pory robi teraz?
Nie od dziś wiadomo, że lubi plotkować
ze swoimi przyjaciółkami. Chociaż traktuje ich „ dla własnej potrzeby”. Nie od
razu ona i dziewczyny poznali się po niej, jaka naprawdę jest. Od zaginięcia Amber, zanim rozpoczął się rok
szkolny, Xenna nagle zerwała wszelkie kontakty z nią i jej przyjaciółkami,
uświadamiając sobie że, nie są już potrzebni. Byli rozczarowani, zranieni i nie
zrozumiani. Myśleli, że naprawdę się przyjaźnią. Dopiero później zrozumieli jej
prawdziwe intencje. Miała ich „dla własnych swoich potrzeb” i manipulowała,
wydobywając z nich wszystkie sekrety. A, teraz znalazła sobie inne ofiary.
Współczuła tych dziewcząt, chociaż wybrała
– trzeba to przyznać głupie blondynki . – które raczej niczym tak się
nie interesują, jak życie innych ludzi i uprzykrzanie słabszych. Teraz,
sekrety – które – wiedziała tylko Xenna małymi krokami
wydobywały się na zewnątrz. Za pomocą Tajemniczego „X”.
Bonnie i pozostałe dziewczyny
byli w drodze zaparkowanych swoich samochodów, gdy Bonnie nagle coś olśniło.
- O boże! . – Przystanęła, szeroko rozwartymi ustami i wybałuszonymi
oczami popatrzyła jak dziewczyny byli tyłem odwróceni od Bonnie, przystanęli
także i odwrócili swoje twarze w kierunku Bonnie. Byli spokojni, ale zauważając
jej przerażającą twarz.
- Co się stało Bonnie? . – Troskliwie objęła ją Tori, widząc że zaczęła
się trząść. Pewnie z zimna, przecież
zbliża się październik . – pomyślała.
- Xenna znała wszystkie nasze sekrety prawda?
- No.. tak. . – przyznała Ashley. . – Ale nie rozumiem, do czego
zmierzasz? Popatrzyła na Bonnie badawczym spojrzeniem.
- Dziewczyny… przecież X zna nasze wszystkie sekrety, jakby nas
wszystkich znał. Xenna je znała! Teraz,
właśnie analizowałam w głowie naszą „byłą przyjaciółkę”. Dlaczego, dopiero
teraz na to wpadłam?
Dziewczyny nagle znieruchomieli.
- Ale! Czemu miałaby to robić? To niemożliwe! . – Odezwała się Alice. .
– Nie robiliśmy czegoś, co by jej zaszkodziło bądź zraniłoby. Fakt, mogłaby to
być ona. Na jakiej zasadzie miałaby . – jeśli to ona . – zemścić się na nas?.
Prędzej, my byśmy chcieli się zemścić na
niej, niż ona. W końcu ona nas zraniła.
- Manipulowała. . – dodała Tori. Dalej obejmując roztrzęsioną siostrę.
- Nie wiem, nie wiem. Dziewczyny, ale czyż to nie dziwne? Że nieznajomy
podpisuje się zawsze pod koniec wiadomości „x”? No, sami pomyślcie. X – jak
Xenna! – Zdesperowana Bonnie krzyczała,
aż było słychać po całym parkingu. Chociaż nikt nie przechodził, i nikt nie
musiał wysłuchać. Cały parking opustoszał, było ciemno, ale parking był
oświetlany lampami, przez co można dostrzec ich samochody.
Dziewczyny milczeli przez chwilę. Każda z osobna rozmyślała nad słowami
Bonnie.
Ashley westchnęła niepewnie. Na myśl, że
Xenna mogłaby być tajemniczym X, przeszły jej nieprzyjemne dreszcze.
Jedno mogło Xenne a X łączyć tym, że znały wszystkie sekrety jej
przyjaciółek. A co do resztych spraw, nie była całkowicie pewna.
- Bonnie.. nie mamy pewności czy naprawdę to ona.
.
Było już bardzo ciemno, a ja błądziłam między ulicami. Żadnych ludzi
wokół nie było, co mnie przeraża. Zatelefonowałam do Bill ‘a kilka razy i za
każdym razem nie odpowiada. Nie mam jak wrócić do domu a, przez ciemność nie
mogę dostrzec znajomych dróg, gdzie szłam piechotą rankiem do szkoły. Świetnie! Do Ojca na pewno nie zadzwonię, z resztą nie mam jego numeru.
Przeklęty apel musiał się odbyć, a ja musiałam w nim uczestniczyć.
Doszłam do nie wielkiego parku. Usiadłam na jedną z nich rozglądając
się. Spróbowałam się połączyć ponownie do Bill ‘a, nic z tego.
Tym razem ma całkowicie wyłączony
telefon. Niech to szlak. Jak będę tu
długo błądzić? Wstałam gwałtownie, kierując się prosto, przed siebie. Było już
tak zimno, że miałam ciarki po obu rąk. Pocierałam swoimi dłońmi, by chociaż
trochę się ogrzać. Nagle ni stąd wyskoczyła jakaś zakapturzona postać powalając
mnie na ziemię, kradnąc mi komórkę oraz rzeczy które wysypały się z mojej
torebki na podłogę. Przerażona, krzyknęłam głośno. Chwilę temu potem zniknęła zakapturzona
postać. Przez chwilę leżałam nieruchomo. Co to do cholery było? Ktoś przybiegł,
najwyraźniej osoba była w pobliżu i usłyszała mój krzyk.
- Boże! Reya, nic ci nie jest?. Osoba znała mnie. Zbyt roztrzęsiona by
poznać kto to, obróciłam się powoli wiodąc wzrokiem osobę. Tori. Co ona tu
robiła o tej porze? Pomogła mi wstać, ale po chwili jęknęłam. Poczułam ból w
plecach i w żebrach. – Usłyszałam czyjś
krzyk, i pobiegłam zobaczyć, ale gdy zauważyłam upadającą ciebie, zaraz
przybiegłam tutaj. Co ty tutaj robisz o tej porze?
- Chciałam oto samo zapytać ciebie. Błądzę w drodze do domu. Nie mogę trafić w tym mroku. Jestem cholernie zziębnięta i
wściekła, w dodatku właśnie przed chwilą mnie okradziono, nie mogłam nawet
dodzwonić się do domu.! . – Wyrzucałam z siebie złość i frustrację.
- Wiesz, co? Mieszkam nie daleko. Ogrzejesz się chwilę u mnie, a potem pomyślimy co
dalej.. – Przytaknęłam.
Witam, ponownie po trzech miesiącach. Zwlekałam z tym rozdziałem. Tym razem, starałam się aby, znowu długiej nie było przerwy. Ten rozdział trudno było mi pisać, ale potem w połowie już łatwiej mi się pisało. Więc, planowałam opublikować go właśnie dzisiaj, 1 grudnia, w dzień moich urodzin. I udało się, mam nadzieję, że dzisiejszym rozdziałem was nie zanudzam. A teraz, zapraszam was do czytania!
Tekst świetny lecz nie aż tak wciągający jak poprzedni
OdpowiedzUsuńlecz trzeba Autorce podziękować za dodanie nastepnego rozdziału
No to tak, jestem jak obiecałam. Niestety byłam zmuszona przeczytać wszystko od początku bo nie pamiętałam nic z tego opowiadania. Lecz kiedy zaczęłam czytać, przypomniało mi się to i owo. :D Więc nie jest źle z moją pamięcią. Z czego powinnam się cieszyć.
OdpowiedzUsuńA co do opowiadania to fabuła wciągająca. Świetna historia, ale...
Musisz dokładnie czytać to co napiszesz zanim dodasz. Znalazłam kilka błędów do których można się przyczepić.
Naprawdę się cieszę, że wróciłaś do pisania. Mam nadzieję, że następny odcinek pojawi się szybciej.
Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.