wtorek, 1 grudnia 2015

5. X- jak Xenna Fult-Luft

                                      




                      
              Kolacja? Chyba się przesłyszałam. Tak, na pewno, w razie pewności zapytam Bill ‘a.  Widząc szeroki uśmiech matematyka, ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia, zatrzaskując drzwi. Byłam wściekła, nawet nie wiem, czy ze mnie sobie zażartował.
    
              Połowa lekcji miałam już za sobą. Kolejny lunch drugiego dnia, konsumuję samotnie. Tym razem siedzę sama z dala od rówieśników z rozmyśleniami nad różnymi sprawami, najbardziej nad kolacją, – która – rzekomo ma się odbyć. A może matematyk sobie teraz śmieje się ze mnie, jaka to ja naiwna jestem, że uwierzyłam w taką bzdurę? Skąd mogę to wiedzieć? Nieważne. Czemu Bill i Ojciec mieliby zaprosić ich na kolację? A może chcą zaprosić tego policjanta i tego matematyka w ramach za te, ostatnie wydarzenie. Jeśli tak, to, w jakim celu? Nie ukrywam, że mi się to nie podoba, muszę się dowiedzieć.

               Do końca lekcji zostało mi niemal piętnaście minut. Nie mogę się aż doczekać, kiedy przekroczę – próg domu – niczym wejście smoka waląc prosto z mostu skierowanym do Bill ‘a z zapytaniem, które tak krąży w mojej głowie i nie mogę przestać, przy tym nie skupiając się na lekcji.

                - Proszę o chwilę uwagi! – Zabrzmiał głos z megafonu, przerywając moją wizję. – Wszystkich uczniów, prosimy po lekcjach skierować się do Sali gimnastycznej obowiązkowo! Dziękuję za uwagę. Po chwili usłyszałam wyłączanie megafonu. Świetnie. No to poczekam sobie jeszcze dłuższej na powrót do domu. Toć ciekawe, co takiego pilnego może być, że aż wszyscy muszą się na nim pojawić
               Na dźwięk dzwonka, wyleciałam szybko z klasy, by mieć to za sobą. Podążając w kierunku Sali gimnastycznej. Zaraz… a gdzie w ogóle jest ta „ sala gimnastyczna”? Cholera!. Przystanęłam, uczniowie wybiegają z klas wzdłuż korytarzem jakby się paliło. Wzruszyłam ramionami. Popychali się nawzajem tak, że któryś z nich mnie mocno popchnął, co skutkiem było moim prawie- upadkiem, gdyż poczułam czyjąś dłoń.  Odwróciłam się, dostrzegając niską blondynkę, miała kręcone włosy, niebieskie oczy i urodę anielską.
                - Hej, wszystko w porządku? – Uśmiechnęła się lekko. Kiwnęłam głową, odwzajemniając jej gest.
                - Dzięki. Um.. Wiesz gdzie jest sala gimnastyczna?
                - Jasne. To prosto, zaraz tam. O! Widzisz. – Skierowała wzrokiem i palcem, gdzie wszyscy wchodzą do pomieszczenia. Za pomocą blondynki wstałam, poprawiając się.
                - Jak sobie radzisz u nas w „szkole”? Czekaliśmy aż tłum kroczący wokół nas nie zwolni, by wejść do środka bez przepychania się nawzajem. Zdecydowanie nie lubię tłumów. Spojrzałam na blondynkę odpowiadając nieśmiało.
                - Jest dobrze. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do rówieśników, zważywszy, że zawsze byłam cicha i nieśmiała. I zawsze gotowa na ciosy innych. Ale tego już jej nie powiedziałam. Wydaje się zainteresowana moją osobą, chyba, że mam mylne wrażenie.
                - Nie wiem czy mnie pamiętasz, ale wczoraj siedzieliśmy razem na stołówce.
               Zastanawiałam się chwilę, by sobie przypomnieć. O ile pamięć mnie nie myli, to były brunetki, gdzie zasiadłam tamtego dnia z nimi. Możliwe, że bałam się odezwać, bądź unieść na nich wzrok, że nie widziałam, że, siedziała tam jakakolwiek blondynka.
                - Nie.. – Posłałam jej przepraszające spojrzenie.
                - Oh, rozumiem. – Blondynka uśmiechnęła się szeroko – W takim razie się przedstawię, Jestem Alice Jackson. Przyjaciółka trzech dziewcząt.
                - Miło mi. – Uśmiechnęłam się do niej.
               Tłum na korytarzu zaczął maleć, w związku tym zaczęliśmy zagłębiać się do środka Sali. Mijałam osoby, przechodząc w raz z blondynką obserwując. Alice opowiadała, jakie są osoby w naszej szkole, kto jaki jest, z kim najlepiej omijać, a z kim warto się zaprzyjaźnić. Dziwna szkoła. Chociaż w Niemczech było podobnie, ale jednak różni się od mojej, w której jestem teraz.
                - Wiesz, dziewczyny i ja, chcielibyśmy cię oprowadzić po szkole. Jeśli, oczywiście chcesz.
               Oderwałam się od gapienia się w jakąś blondynkę, która wyglądała jak chodząca modelka. Zdziwiona, patrzyłam na nią przez dłuższą chwilę. Dlaczego ktoś taki jak ona? Proponuję mi oprowadzenie po szkole z jej przyjaciółkami.? Nigdy nie byłam do tego przyzwyczajona. Nikt właściwie, nie podchodził do mnie ot tak sobie mi pomóc, gdy upadam, czy próbowali do mnie zagadać. Nigdy. Więc dlaczego ona? Okay, wydaje się naprawdę miła, przyjazna i ciągle się uśmiecha. Chyba radosna z niej dziewczyna. Zawsze, gdy ludzie jak coś chcieli ode mnie, nie było to bezinteresownie. Więc jaką mam mieć pewność, że i tak tym razem nie będzie? Chyba powinnam wiedzieć, że nie w każdej szkole jest. Jednak się zgodziłam.
                - Jasne. Jeszcze nie jestem w obeznana, gdzie, co jest. Klasnęła radośnie się uśmiechając.
                             - Super! Jak już mowa o dziewczynach to, chodź siedzą tam po lewej stronie ławki. Wahałam się, iść czy nie iść za nią? Gdy zauważyła, że nie idę, przystanęła. – Słuchaj, rozumiem, że masz wątpliwości, co, do każdej osoby. Ale my nie jesteśmy takie. To, co spotkało cię w poprzedniej szkole, bo chyba cię spotkało coś przykrego?   Przytaknęłam. – Nie znaczy, że może też tak być z nami. Westchnęłam głęboko i mimo wszystko poszłam za nią.  Podeszliśmy do dziewczyn.
                - Hej dziewczyny, popatrzcie, kogo przyprowadziłam. Wszyscy obrócili się w naszą stronę. Uśmiechnęły się ciepło do mnie i jedna z nich, brunetka przywitała się ze mną.
                - Witaj ponownie. Wcześniej nie mieliśmy okazji się przedstawić. Jestem Bonnie Nelson – wskazała obok siedzącą niską brunetkę – To Tori Nelson, moja przyrodnia siostra, właściwie od niedawna i ma szczęście, że się zaprzyjaźniłam z nią wcześniej zanim się dowiedziałam – zaśmiała się. – Nieważne. Kolejna dziewczyna, którą wskazała Bonnie, była blondynka o długich włosach, Aż do łokci. –  I nasza, Ashley Benson – pokiwała głową z uśmiechem.
                - Cześć wam, miło was wszystkich poznać. – Usiadłam na ławce obok Bonnie, a Alice przysiadła obok mnie. Wokół nas słychać były głośne rozmowy uczniów, dopóki dyrektorka nie weszła do Sali, przyciszając innych odezwając się.
                - Proszę o ciszę!. Szmer pomiędzy uczniami momentalnie ucichł.
                - O co tak naprawdę chodzi? – Zapytałam nieśmiało z zaciekawieniem. Wszyscy odwrócili wzrok od Dyrektorki wlepiając we mnie.
                - Nasza koleżanka, która zaginęła kilka tygodni temu właśnie znaleźli ciało. Zmarła. – Odpowiedziała, jeśli się nie mylę, Tori. Nagle wszyscy posmutnieli.
                - Oh.. – Wyrwało mi się. Więc dlatego jest takie zamieszanie. Co za początek mojego nowego życia. Na drugi dzień szkoły przychodząc, muszę wysłuchiwać Dyrektorki zmarłej koleżanki dziewczyn. Jak by było to na porządku dziennym, w dodatku nadal jestem po śmierci mojej zmarłej Matki.
                - Witam was! Wezwałam was wszystkich, ponieważ dotarła do nas bardzo przykra wiadomość. – przemówiła Dyrektorka. – Niektórzy z was już pewnie się dowiedziała, a  inni jeszcze  nie. W związku  z tym, zebrałam was tu wszystkich. Nasza koleżanka Amber Fult z przykrością oznajmiam że, została ubiegłej nocy zamordowana. – zrobiła chwilę pauzy przez co, zrobił się nagły szmer między rówieśnikami. Dziewczyny wierciły się niespokojne, jakby miało coś za moment strasznego nadejść. Wzruszyłam obojętnie ramionami. To do mnie nie dotyczy. Tracę bezcennie czas, mogłabym teraz  z Bill’em rozmawiać na temat rzekomej kolacji. Zamiast tego, muszę tu siedzieć i wysłuchiwać o morderstwie jakiejś dziewczyny, której nie znam.
                - Spokój! – uciszyła uczniów Dyrektorka. – Związku z tą tragedią, wszyscy jesteśmy zobowiązani obowiązkowo na przyjście pogrzebu w piątek. Co, do godziny będzie wywieszone  na korytarzu w gablotce jutro. To wszystko, możecie się rozejść. Rozległ się hałas, wszyscy kierowali się do wyjścia, my jednak dalej siedziałyśmy. Dziewczyny byli pogrążeni w myślach.
                 Sala zaczęła pustoszeć, więc chrząknęłam aby zwrócić na siebie uwagę.
                - To ja już pójdę. Zaczęłam się oddalać od dziewczyn. 
                - Czekaj! – dobiegł do moich uszu krzyk. Odwróciłam się. Tori, chyba jedyna  z dziewczyn oderwała się z pogrążających myśli, jakie im  w tej chwili utknęli. Nie chcę wiedzieć nawet o czym.
                - Mieliśmy cię oprowadzić po szkole – podbiegła do mnie, łapiąc oddech. 
                - Oh, może jutro hm?. Teraz jest pewnie późno, i chciałabym pójść do domu. A zgaduję, że lekcje się skończyły dawno temu na skutek apelu. Tori przytaknęła ze zrozumieniem.
                - Oczywiście, nie ma sprawy. To, do jutra.
                - Cześć.
                Dziewczyny długo myślały nad tym, co się stało. Nikt się nie odzywał, jedyna  z nich która wróciła na swoje miejsce, Tori po rozmowie z nową koleżanką obserwowała swoje przyjaciółki. Dłużej nie znosząc tej napiętej ciszy wobec nich, odburknęła.
                - Dziewczyny, powinniśmy  już pójść. Wszyscy oderwali się, spoglądając na Tori, nie rozumiejąc. – No, wiecie już wszyscy poszli, tylko my zostaliśmy tu ostatni. Porozglądali się wokół siebie.
                - Oh  – wydukała Bonnie. Reszta zawtórowała jej, wstali idąc w stronę wyjścia powoli.
                                  
                Tori rozmyślała nad ostatnimi wydarzeniami, a szczególnie zamordowanej koleżanki. Ich życie się zmieniły odkąd wyjechali na wakacje do Niemiec. 
                - Słuchajcie, myślicie że, X ma coś  wspólnego ze śmiercią Amber? – odezwała się Tori, przerywając napiętą ciszę.
                - Nie sądzę. Nie przyjaźniliśmy się z nią zbyt blisko. – pokręciła głową Bonnie. –Amber bardziej trzymała się z dala od nas. Nienawidziła się z siostrą, z którą się przyjaźniliśmy.
         
                Amber Luft- Fult była najbardziej dziwniejszą dziewczyną w całej szkole, wybierała sobie znajomych z którymi chciała się zadawać. Była siostrą najpopularniejszej dziewczyny o imieniu Xenny Luft. Amber była jej przyrodnią siostrą. Amber w raz z Matką gdzie, mieszkały w małej wsi, w Teksasie przeprowadziły się do Los Angeles ze względu z braku środków do życia, poprzez – Jak Bonnie pamiętała, z czasów, gdy przyjaźniła się z Xenną – poznała właśnie jej Ojca, pewnego wieczora, gdy przyjeżdżał do Teksasu. Jak wspominała Xenna, od razu zaoferował swoją pomoc i od razu była chemia między nimi. Tak, bynajmniej opowiadała jej przyrodnia  siostra, która była tego świadkiem. Ale  czy  było tak naprawdę? Czy nie  nawymyślała, jak to do tej pory robi teraz? Nie od  dziś wiadomo, że lubi plotkować ze swoimi przyjaciółkami. Chociaż traktuje ich „ dla własnej potrzeby”. Nie od razu ona i dziewczyny poznali się po niej, jaka naprawdę jest.  Od zaginięcia Amber, zanim rozpoczął się rok szkolny, Xenna nagle zerwała wszelkie kontakty z nią i jej przyjaciółkami, uświadamiając sobie że, nie są już potrzebni. Byli rozczarowani, zranieni i nie zrozumiani. Myśleli, że naprawdę się przyjaźnią. Dopiero później zrozumieli jej prawdziwe intencje. Miała ich „dla własnych swoich potrzeb” i manipulowała, wydobywając z nich wszystkie sekrety. A, teraz znalazła sobie inne ofiary. Współczuła tych dziewcząt, chociaż wybrała  – trzeba to przyznać głupie blondynki . – które raczej niczym tak się nie interesują, jak życie innych ludzi i uprzykrzanie słabszych. Teraz, sekrety  – które  – wiedziała tylko Xenna małymi krokami wydobywały się na zewnątrz. Za pomocą Tajemniczego „X”.
                 Bonnie i pozostałe dziewczyny byli w drodze zaparkowanych swoich samochodów, gdy Bonnie nagle coś olśniło.
                  - O boże! . – Przystanęła, szeroko rozwartymi ustami i wybałuszonymi oczami popatrzyła jak dziewczyny byli tyłem odwróceni od Bonnie, przystanęli także i odwrócili swoje twarze w kierunku Bonnie. Byli spokojni, ale zauważając jej przerażającą twarz.
                  - Co się stało Bonnie? . – Troskliwie objęła ją Tori, widząc że zaczęła się trząść. Pewnie z zimna, przecież zbliża się październik . – pomyślała.
                  - Xenna znała wszystkie nasze sekrety prawda?
                  - No.. tak. . – przyznała Ashley. . – Ale nie rozumiem, do czego zmierzasz? Popatrzyła na Bonnie badawczym spojrzeniem.
                  - Dziewczyny… przecież X zna nasze wszystkie sekrety, jakby nas wszystkich znał. Xenna je  znała! Teraz, właśnie analizowałam w głowie naszą „byłą przyjaciółkę”. Dlaczego, dopiero teraz na to wpadłam?
                  Dziewczyny nagle znieruchomieli.
                  - Ale! Czemu miałaby to robić? To niemożliwe! . – Odezwała się Alice. . – Nie robiliśmy czegoś, co by jej zaszkodziło bądź zraniłoby. Fakt, mogłaby to być ona. Na jakiej zasadzie miałaby . – jeśli to ona . – zemścić się na nas?. Prędzej, my  byśmy chcieli się zemścić na niej, niż ona. W końcu ona nas  zraniła.
                  - Manipulowała. . – dodała Tori. Dalej obejmując roztrzęsioną siostrę.
                  - Nie wiem, nie wiem. Dziewczyny, ale czyż to nie dziwne? Że nieznajomy podpisuje się zawsze pod koniec wiadomości „x”? No, sami pomyślcie. X – jak Xenna!  – Zdesperowana Bonnie krzyczała, aż było słychać po całym parkingu. Chociaż nikt nie przechodził, i nikt nie musiał wysłuchać. Cały parking opustoszał, było ciemno, ale parking był oświetlany lampami, przez co można dostrzec ich samochody.
                  Dziewczyny milczeli przez chwilę. Każda z osobna rozmyślała nad słowami Bonnie.
                  Ashley westchnęła niepewnie. Na myśl, że  Xenna mogłaby być tajemniczym X, przeszły jej nieprzyjemne dreszcze. Jedno mogło  Xenne a  X łączyć tym, że znały wszystkie sekrety jej przyjaciółek. A co do resztych spraw, nie była całkowicie pewna.
                  - Bonnie.. nie mamy pewności  czy naprawdę to ona.

.

                               




                    Było już bardzo ciemno, a ja błądziłam między ulicami. Żadnych ludzi wokół nie było, co mnie przeraża. Zatelefonowałam do Bill ‘a kilka razy i za każdym razem nie odpowiada. Nie mam jak wrócić do domu a, przez ciemność nie mogę dostrzec znajomych dróg, gdzie szłam piechotą rankiem do szkoły. Świetnie! Do Ojca na pewno nie  zadzwonię, z resztą nie mam jego numeru. Przeklęty apel musiał się odbyć, a ja musiałam w nim uczestniczyć.
                                      
                     Doszłam do nie wielkiego parku. Usiadłam na jedną z nich rozglądając się. Spróbowałam się połączyć ponownie do Bill ‘a, nic z  tego.  Tym razem ma całkowicie  wyłączony telefon. Niech to szlak. Jak będę tu długo błądzić? Wstałam gwałtownie, kierując się prosto, przed siebie. Było już tak zimno, że miałam ciarki po obu rąk. Pocierałam swoimi dłońmi, by chociaż trochę się ogrzać. Nagle ni stąd wyskoczyła jakaś zakapturzona postać powalając mnie na ziemię, kradnąc mi komórkę oraz rzeczy które wysypały się z mojej torebki na podłogę. Przerażona, krzyknęłam głośno.  Chwilę temu potem zniknęła zakapturzona postać. Przez chwilę leżałam nieruchomo. Co to do cholery było? Ktoś przybiegł, najwyraźniej osoba była w pobliżu i usłyszała mój krzyk.
                     - Boże! Reya, nic ci nie jest?. Osoba znała mnie. Zbyt roztrzęsiona by poznać kto to, obróciłam się powoli wiodąc wzrokiem osobę. Tori. Co ona tu robiła o tej porze? Pomogła mi wstać, ale po chwili jęknęłam. Poczułam ból w plecach i  w żebrach. – Usłyszałam czyjś krzyk, i pobiegłam zobaczyć, ale gdy zauważyłam upadającą ciebie, zaraz przybiegłam tutaj. Co ty tutaj robisz o tej porze?
                     - Chciałam oto samo zapytać ciebie. Błądzę w  drodze do domu. Nie mogę trafić w  tym mroku. Jestem cholernie zziębnięta i wściekła, w dodatku właśnie przed chwilą mnie okradziono, nie mogłam nawet dodzwonić się do domu.! . – Wyrzucałam z siebie złość i frustrację.
                     - Wiesz, co? Mieszkam nie daleko. Ogrzejesz  się chwilę u mnie, a potem pomyślimy co dalej.. –  Przytaknęłam.



                               Witam, ponownie po trzech miesiącach. Zwlekałam z tym rozdziałem. Tym razem, starałam się aby, znowu długiej nie było przerwy. Ten rozdział trudno było mi pisać, ale potem w połowie już łatwiej mi się pisało. Więc, planowałam opublikować go  właśnie dzisiaj, 1 grudnia, w  dzień moich urodzin. I udało się, mam nadzieję, że dzisiejszym rozdziałem was nie zanudzam. A teraz, zapraszam was do czytania! 







































2 komentarze:

  1. Tekst świetny lecz nie aż tak wciągający jak poprzedni

    lecz trzeba Autorce podziękować za dodanie nastepnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. No to tak, jestem jak obiecałam. Niestety byłam zmuszona przeczytać wszystko od początku bo nie pamiętałam nic z tego opowiadania. Lecz kiedy zaczęłam czytać, przypomniało mi się to i owo. :D Więc nie jest źle z moją pamięcią. Z czego powinnam się cieszyć.
    A co do opowiadania to fabuła wciągająca. Świetna historia, ale...
    Musisz dokładnie czytać to co napiszesz zanim dodasz. Znalazłam kilka błędów do których można się przyczepić.
    Naprawdę się cieszę, że wróciłaś do pisania. Mam nadzieję, że następny odcinek pojawi się szybciej.

    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń