niedziela, 20 września 2015

4. Ciekawski Matematyk

                               

                                    Linkin Park - LOST IN THE ECHO (Official Instrumental)


    Po wczorajszym incydencie, w  ogóle nie  poruszyłam więcej tego tematu chociaż wiedziałam, że mnie to nie ominie. Słyszałam jak Bill kłóci się z Ojcem oto co miało miejsce wczoraj. Nie przejęłam się tym, co mówią za ścianą mojego pokoju, a powinnam prawda? Jestem pewna, że po tym co się stało, już żaden federalny FBI mi nie uwierzą. Więc Ojciec ma za swoje. Jego gwiazdorska duma nie pozwoliła inaczej rozsądniej postąpić. 
     Zaraz po wstaniu z łóżka, ubrałam się zadziwiająco szybko. Bez śniadania zmierzałam od razu do szkoły, omijając salon, zastałam ich siedzących. Obaj wstali i kierowali się w moją stronę, ale ja byłam szybsza. Ubrałam kurtkę, i czapkę z daszkiem z napisem „ LA” i wyszłam. Postanowiłam pójść piechotą. 
      Pogoda była dość ponura, mój nastrój idealnie się do tego nadawał. Coś czuję, że będzie tak cały dzień. Słyszałam jak z oddali Bill nawoływał moje imię, nie odwracałam się, szłam dalej. Błądziłam myślami do dnia wczorajszego. Nie rozumiałam dalej, jak to możliwe że wiadomość zniknęła. Już nie myślałam o tej pieprzonej kamerze. Czy mogłabym mieć wtedy, w tamtym momencie halucynacje?Nie, nie, i jeszcze raz nie! Jestem pewna, że ta wiadomość tam była. Pokręciłam głową przy tym się krzywiąc. Doznałam nagłego bólu głowy.
       Ught
Zaczynam wariować.
        Dochodziłam do szkoły, mając gdzieś że każdy zerka na mnie. To denerwujące, gdy obserwują każdy twój ruch. Może już kojarzą mnie z nazwiskiem Ojca lub nie. Zapewne część uczniów tej szkoły na pewno. Byłam cholernie przemoczona, wchodząc do szkoły,wszystkie pary oczu skierowali w moją stronę. Zaśmiali się. Mogłam się tego spodziewać, jakżeby inaczej. Od deszczu aż kapało ze mnie. Szłam w głąb korytarza do swojej szafki, odblokowując ją kodem jakim zapamiętałam, po czym wzięłam wybrane książki na pozostałe lekcje.
        Pierwsze co mam w planie, to matematyka.
        Oh..
        Muszę przyznać się przed samą sobą że ja i matematyka nie idą dobrze w parze. W poprzedniej szkole miałam małe kłopoty z tym przedmiotem i dalej sobie nie radzę. Zawsze z pomocą Nauczyciela, gdy mam zajęcia indywidualne coś mniej więcej zrozumiem.
         Była sytuacja kiedy Nauczycielka poprosiła mnie do tablicy. Miałam wykonać zadanie.
 

         

         Siedziałam spokojnie ignorując, co Nauczycielka tłumaczyła przy tablicy. Oczekiwałam na dzwonek, niecierpliwie patrząc na wiszący zegarek. Chciałam już iść do domu i przy gorącej herbacie zagłębić się w moją ulubioną lekturę zwaną ; „Cień”. Tak bardzo się uzależniłam że wolę to, niż chodzenie do szkoły, której nie cierpię. Aż uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, zamykając oczy. Rozmarzyłam się. 
        Śmiech zadźwięczał w moich uszach. Otworzyłam oczy, całkowicie powracając do rzeczywistości. Popatrzyłam na wszystkich, a potem na Nauczycielkę skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej. Zdezorientowana, nie wiedziałam o co chodzi. Gula w gardle spowodowała że nie potrafiłam wypowiedzieć „O co chodzi ?” .Uczniowie nie przestali na mnie patrzeć i drwić jakiekolwiek słowa skierowane w moją osobę. Zniecierpliwiona Nauczycielka powiedziała.
        - Panno Reya Trümper może podzielisz się z nami nad czym tak dumałaś zamiast uważać na lekcji? Prosiłam byś podeszła do tablicy i wykonała rozwiązanie ale Trümper się rozmarzyła. 
        Ponownie usłyszałam gromki śmiech w klasie. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam, że nie mogę z tym nic zrobić. Nienawidziłam mojej bezradności. Nienawidziłam tego, że nie potrafiłam stać w swojej obronie. Dlatego byłam przezwana zawsze „Niemową”. Byłam zbyt strachliwa, aby się odezwać. Byłam zbyt nieśmiała by do kogokolwiek podejść i podjąć nawet banalną rozmowę, z kimkolwiek. Bałam się jakiegokolwiek ruchu aby coś wykonać, wiedząc że każdy na ciebie patrzy. To zawsze mnie krępuje.
       - Czekamy! - ponownie odezwała się matematyczka.
       - Przepraszam.- Wydukałam tylko i podchodząc do tablicy ze spuszczoną głową. Próbowałam wykonać rozwiązanie. Dzisiaj był nowy temat o wyrażeniach wymiernych. Wzięłam kredę i zastanawiałam się co pierwsze powinnam wykonać. Udawałam że myślę, a tak naprawdę miałam pustkę w głowie. Nic nie rozumiałam. Totalnie nic. Nowy temat zawsze, jeśli chodzi o matematykę zapoznaję się, gdy jestem sam na sam z Nauczycielem. Zrozumienie czegokolwiek przy trzydziestoma piątymi uczniami jest krępujące. Bez koncentracji nie potrafię niczego wykonać.
        Cała klasa śmiała się ze mnie i plotkowała, nie zważając że ja tu jestem i wszystko słyszę.
         Matematyczka nie należała do osób które pomagają takim słabszym osobom jak ja. Drwiła tak samo jak inni w tej klasie. Była młoda, ale też wredna i ostra. Stałam tak i patrząc na rozwiązanie od kilku minut, w którym miałam dawno już zacząć.
         - Na miłość Boską wracaj do ławki! I się nie pokazuj mi na oczy. - Jej krzyk sprawił, że odskoczyłam i popędziłam do ławki. Chciało mi się cholernie płakać. Chciałam być w domu i wtulić się w ramiona mamy. Poczuć jej ciepło i słów które zawsze gdy mam jakiś problem, podnosi mnie na duchu.


          To było kiedyś. Gdy mama była jeszcze na świecie. W Berlinie to był mój prawdziwy dom i tam się czułam zawsze sobą, gdzie była babcia. Tu w Los Angeles było wszystko nowe. Nie chciałam tego, i nadal nie chcę. Wciąż myślę, że się nie przyzwyczaję do tego kraju i ludzi tutaj panujących wokół mnie.
          Wszystko się zmieni, czego wręcz nienawidziłam. Chociaż wiem, że zmiany są dobre w życiu, ale nie jestem gotowa na to wszystko co mnie otacza. Jestem po żałobie Matki i wolałabym pogrążyć się w ciszy w swoim pokoju, jak dawniej. Nadal ubolewam nad stratą moją rodzicielką.
           Zanim wejdę do klasy, muszę skoczyć do toalety. Nadal kapię od deszczu, ale nie mam innych ubrań przy sobie by założyć jakieś suche. Już mam dość tej szkoły, a nawet nie minęło jeszcze tygodnia. I tak bardzo chciałabym uciec, a nie mogę. To dopiero początek mojego życia, w którym nie miało tak wyglądać.
           Patrzyłam w lustro, mokre włosy od deszczu sprawiły że mi się zakręciły w loki. Nienawidziłam tego, bo wyglądałam idiotycznie. Zawsze uważałam, że mi nie pasuje i zawsze je każdego ranka prostowałam. 
           Poza ułożeniem włosów do ładu nic innego nie mogłam zrobić. Czapkę wycisnęłam, chociaż i tak nadaje się do wyrzucenia. Mam tylko nadzieję, że Bill za to mnie nie zabiję. Spiesząc się na drugie piętro do sali matematycznej, potykałam się o nogi. Nie mogłam się spóźnić na drugą lekcję, wystarczyło mi już to, że nie było mnie na pierwszej, a wolałabym uniknąć ciekawskich spojrzeń w klasie.
           Minuta temu było już po dzwonku. Nie zdążyłam. Weszłam do klasy, przechodząc na ostatnią wolną ławkę.
            - A przepraszam, to nie łaska powiedzieć za spóźnienie? - usłyszałam głos mężczyzny. 
            Chciałam przejść niezauważona. A niech to szlag. Odwróciłam się, wpatrując Nauczyciela przede mną. Hmm, nie powiem przystojny. Przypomina mi na tego młodego policjanta, którego poznałam w moim domu. Całkiem podobny, może ma brata Bliźniaka. Nieważne.
             - Przepraszam za spóźnienie. - Powiedziałam i w końcu usiadłam. Wyciągając książkę i zeszyt, próbując nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi, chociaż od wejścia do sali już to się stało. 
             Uczniowie szeptali między sobą, a ja chowałam głowę w książce, udając że zastanawiam się nad punktem rozwiązania zadania. Chociaż tak naprawdę nie mam pojęcia o tym, ponieważ jestem w drugim dniu w tej szkole, i wszystko jest dla mnie nowe. Nauczyciel biadolił i kreślił, szybko rozwiązując. Tak zgrabnie się poruszał, jak jego tyłeczek. Na Boga! O czym ja myślę?!. Skarciłam s w duchu. Zaczerwieniłam się i rozejrzałam po klasie, czy nikt nie patrzył jak policzki mi palą za wstydzenia. Nikt. Każdy zajął się swoimi sprawami.
              Środkowa część uczniów wzdychała do faceta od matematyki. Nic dziwnego. Jest młody i przystojny. Po prawej stronie przy oknach spisywała coś z zeszytu na zeszyt. Wyglądało na odpisywanie zadań domowych. I ostatnia część, gdzie ja siedzie po lewej stronie przy ścianie, skupiali wzrok na tablicy. Kujoni.
               Obserwowanie z mojego punktu widzenia, było lepszym zajęciem niż udawanie rozwiązania, w którym nie miałam bladego pojęcia, co to za temat przerabiamy w tej chwili.


.

                 Bliźniacy nie odzywali się do siebie po wczorajszej kłótni. Tom zawalił na całej linii z FBI, Bill rozumiał że to robi z troski dla Reyi ale, nie pomyślał o konsekwencjach. Bał się o Reyę . Dopiero ją poznawali, i Bill nie chciał wywierać na niej zbyt dużej presji.
                  Nie chciał by media się dowiedziały że Tom ma nastoletnią, nieślubną córkę. Dlatego wyjechali do USA by, nie tylko rozwijać swoją karierę w Stanach ale, także z powodu przyjścia na świat jego bratanicy. Chronił prywatność i swoją jak i brata.
                  Wiadomość o ciąży nie tylko jego brata wstrząsnęła, ale także jego rodziny. Jak wiadomo mu było, że jego brat i jego przyjaciółka się przyjaźnili, ale nigdy się nie spodziewał że mogliby być w związku. Nie byli długo ze sobą niż 2 lata. Młodzieńcza miłość z lat szkolnych, dopóki nie stali się popularnym zespołem na świecie. 
                   Tom chciał być z Loren. Był pewien swoich uczuć jak nigdy. Chciał spróbować ją sprowadzić do Ameryki w raz z jego małą córeczką. Niestety było już za późno. Loren nie chciała mu wybaczyć, ponieważ gdy dowiedział się że będzie Ojcem wyparł się natychmiast i nie pokazał się przez tydzień. Bill nie wiedział w tamtym momencie, co się działo z nim. Martwił się o niego. Jedyną osobą, którą mogła wiedzieć była jego przyjaciółka. Milczała, nawet nie odpowiadała na jego wiadomości jak i drzwi. A na jej mamę nie mógł liczyć, była tak samo milcząca jak ona. Nikt nic mu nie mówił. Był bezradny i nie mógł nic na to poradzić.
                     Dowiedział się dopiero, gdy pewnego dnia Tom wrócił z imprezy, kompletnie zalany o czwartej nad ranem. Wszystko mu wyjaśniając, co działo się w jego życiu. Oczywiście był wściekły, że dowiaduję się jako ostatni.
                     Przez pewien czas omijał brata, by przemyśleć. Tom od wyznania bratu, nie wychodził z pokoju. Bill nie mógł pozwolić bratu by się stoczył i żeby był z tym sam. Mimo że był na Toma zły, musiał go wspierać. Mieli po prawie dwadzieścia lat i dopiero wydawali trzeci Album. Wyglądając przez zasłonę okna, rozmyślał.
 

.

                     Obserwowali ją, jak wchodziła do szkoły. Przemoczona do suchej nitki, połowa ważniaków tej szkoły, wydobyła salwę śmiechów. Nie znali jej, a już oceniali. Jednak oni tacy nie byli. 
                      Wiedzieli, jak to jest plotkować i zaśmiewać się z kogoś. Sami to doświadczyli.
                       Byli kiedyś popularni w całej szkole, a teraz stali się ofermami z nie których sytuacji, którym im się przydarzyły. Wiedzieli dobrze dlaczego. Wszystkie cztery dziewczyny ukrywają tajemnicę, i starają się za wszelką cenę, by nie wyszły na światło dzienne ale i tak co uczynili z przeszłości, ktoś wyciąga fakty małymi kroczkami, co ich bardzo przeraża.


                         Za późno już by przeszłość odwrócić
trzeba zapłakać, za tym co łatwo się kończy znaleźć sens istnienia na nowo.
 
                       
                        Od tygodnia mieli spokój z tajemniczymi wiadomości, wysnucia jakiejś zagadki, jakie dostawali w sms'ach czy e-mailach. Cieszyli się, że mogą chociaż trochę odetchnąć, ale wiedzieli że nie na długo. Że to cisza przed burzą. Znudzeni lekcją historii, wysyłali sobie liściki nawzajem, kto jakie ma plany na wieczór bądź, co będą robiły po lekcjach.
               
                        Bonnie wywracała oczami, nudząc się. Nie mogła się doczekać lunch'u, by sobie poplotkować z dziewczynami. Jak zawsze. Od rozstania dwuletniego związku, w którym tkwiła musiała sobie powiedzieć STOP!.
                        Jej związek przypominał bardziej toksyczny i nie mogła dalej tego ciągnąć, oczywiście dalej go kochała. Z bólem serca zakończyła związek po dwutygodniowego przemyślenia za i przeciw podjęła w końcu decyzje o rozstaniu. Spodziewała się, z jego strony walki o nią. Że może popełnia błąd i że jest o co jeszcze walczyć. Nic takiego się nie wydarzyło. Wiadomość o rozstaniu przyjął spokojnie, jakby oznajmiła mu że, nie może umówić się z nim na randkę, i że musi to przesunąć na inny dzień. Rozstania i powroty ciągłe nie miały sensu w związku ale, tysiąckroć się zeszli iż myślała że, tak właśnie powinno być. Myliła się, dawno powinna była to skończyć. Przecież po raz drugi do tej samej rzeki się nie wpada, ale już dawno przekroczyła tą liczbę. Pamięta, jak na początku było wspaniale, jak nawzajem się wspólnie uzupełniały. Zdała sobie sprawę, że takie są początki. Wierzyła w ten związek, iż może przetrwać. Szkoda tylko że, to tylko było jednostronne. Jej pierwszy związek i pierwsza miłość.
                         Od rozstania mało kontaktowała, rzadko rozmawiała ze starymi przyjaciółmi, czy nie wychodziła z pokoju na spędzenie czasu z rodziną. Wagarowała, a także skandaliczne rzeczy wyprawiała wraz z bratem. Jeden wielki skandal, który pamięta przeszedł do historii, gdzie wcześniej mieszkała w Nowym Orleanie na Orleans Ave, uczęszczając do MOUNT CARMEL ACADEMY. To wymknęło się jej z pod kontroli, była zła i załamana, więc emocje wyrzucała z siebie, co jej stanie na drodze. Rodzice to rozumieli, złamane serce ale, do pewnego czasu, gdy ze szkoły byli wezwani rodzice, dowiadując się że, ona i brat zostali ostatecznie wydaleni ze szkoły.
                           Już nie było kolorowo, byli wściekli. Jej bratu było totalnie obojętnie. On ciągle coś skandalicznego zrobi, cokolwiek. Zatem Bonnie nie, z wzorowanego zachowania spadła na naganne. Rodzice byli rozczarowani, że tak nisko upadła. I tak właściwie złożyło się tak, że jej Ojciec dostał propozycje pracy w innym miejscu, z czym wiązało się z przeprowadzką. Zwisało jej to jak i jej bratu, chciała jak najdalej być od tego miejsca, a przede wszystkim od niego. I tak oto z Nowego Orleanu, jest w Los Angeles już ponad rok.
                            Tu o wiele bardziej się jej podoba, niż w poprzedniej szkole, pomijając zarozumiałe osoby. Z dziewczynami od razu złapała wspólny język. Podobają jej się tu jakie panują zasady. Poczuła jak ktoś za nią stuka w jej plecy, odwróciła się, dostrzegając swoją przyjaciółkę Tori. 
                             - Co? - syknęła cicho, zła że przerwała jej w rozmyślaniu. Podała Bonnie karteczkę.


                             Co robisz po lekcjach? Pamiętaj, że oprowadzamy nową dziewczynę. Mam nadzieję że nie zapomniałaś?.
 
              Oh! Totalnie uleciało jej to z głowy. Ciągłe myślenie o byłym, bolało jej serce ale, przecież czas leczy rany. A te rany długo się goją, czy kompletnie będzie moment, kiedy o nim zapomni? Może powinna była się umówić z kimś z tej szkoły. Od roku, właściwie się z nikim nie spotyka. Odpisując od razu, że nie ma problemu z oprowadzenia po szkole nową dziewczynę.
 
                    
                           Nic szczególnego. Prawie zapomniałam, ale nie ma problemu. :)
 
                                     Znowu myślisz o nim? Powinnaś o tym dupku zapomnieć. Może lepiej znajdź sobie kogoś, poczujesz się lepiej.
 
             Przekazywali sobie nawzajem z kartki na kartkę, odpisując aż do dzwonka. Nareszcie – pomyślała Bonnie.
 

.

                         Czekałam aż wszyscy wyjdą z sali. Wolałabym być ostatnia, gdyż nie lubiłam tłumu przeciskającego się, rzucania się do wyjścia na przerwę. Kiedy wszyscy już wyszli, zbierałam wszystkie książki i zaczęłam się kierować ku wyjściu, ale głos nauczyciela mnie zatrzymał.
                          - Proszę na chwilę zaczekać.
                          Odwróciłam się, patrząc na niego. Tak bardzo przypominał tego policjanta, iż zaczynam stwierdzać,że oprócz pracy jako Policjant, uczy jeszcze w szkole.
                          - Jesteś Reya Trümper zgadza się? Córka Tom'a Kaulitza?. Wybałuszyłam oczy. Skąd wiedział? Cholera! wiedziałam, że to „TEN POLICJANT”. Jestem tego pewna, mało kto rozpoznaje mnie w tej szkole, że jestem córką tego, boga sex'u. Którzy tak ubóstwiają fani.
                          Pff
Zdążyłam poszperać w internecie, co nieco o swoim „Ojcu”. Dalej mnie nie przeprosił, chociaż wykazywał się tą swoją troskę w moją osobę. Myślę, iż nigdy nie dojdziemy do porozumienia, jako córka z Ojcem, ponieważ od wydarzenia w samolocie go znienawidziłam.
                          - Skąd Pan wie?
                          - Powinnaś się domyśleć. Wiesz, jak się ma brata bliźniaka i mówicie sobie dosłownie wszystko.
                          - Niech Pan wybaczy. Nie mam rodzeństwa, i niestety nie wiem jak to jest mieć nawet koleżankę. jęknęłam niezadowolona. Zdecydowanie nie lubiłam wtrącających się ludzi. Ten Facet wysyłał do mnie negatywne wibracje. Na lekcjach jest skamieniały do uczniów co zdążyłam zauważyć. A w stosunku do mnie wydaje się miły, co mnie zadziwia.
                           - Doskonale cię rozumiem. Musi tobie być ciężko, zwłaszcza po ostatniej sytuacji.  — Spojrzał na mnie uważnie. 
                           - A przepraszam bardzo, jakim prawem Pan się interesuje mną?
                           - Powiedzmy, że mamy wiele wspólnego. Uśmiechnął się ciepło. - Zmieniając temat, dam ci notatki który jeden z uczniów pożyczył mi byś zapoznała się z materiałem. Nie jest tego dużo, daje ci miesiąc na ogarnięcie tego co przerabialiśmy do tej pory. Możesz już iść.
                           My? Coś wspólnego? Nie sądzę, myli się Pan. Nie znam mnie Pan. Ale tego już nie powiedziałam. Nie powinnam była prowadzić tą rozmowę z Nauczycielem. Więc się odwróciłam i skierowałam się do wyjścia. 
                            - Ah! Zapomniałbym, przekaż proszę Wujkowi, że przyjmujemy zaproszenie na kolację, ale z godzinnym opóźnieniem.
 

                                                             ~*~

Rozdział wyszedł mi dość długi. Nie jestem pewna co do tego rozdziału, zwłaszcza przed końcem rozdziału. Chciałabym znać wasze opinie. Wszelkie błędy jaki tu panują, proszę pisać w komentarzu. 
 
                           
 
 

    
 
 

 
 
 
 

4 komentarze:

  1. super :D już nie moge doczekać się kolejnego rozdziału ;)
    Radek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo na Ciebie czekałam, wiesz?
    Nie podoba mi się ta cała sprawa z FBI, tą wiadomością i brakiem nawet koleżanek u Reyi - coś mi tutaj śmierdzi. Nasza bohaterka nie będzie mogła ciągle unikać kontaktu ze swoim ojcem, będzie musiała w końcu z nim porozmawiać. Chociaż to on powinien pierwszy wyciągnąć rękę, co szybko jednak nadejść nie może, bowiem każdy zna tę jego męską dumę, przez którą tak wiele jest w stanie stracić. Dobrym przykładem jest chociażby zbyt późne obudzenie się i oswojenie z faktem, że jest ojcem. W takich przypadkach Bill wydaje mi się o wiele rozsądniejszy od swojego bliźniaka. Swoją drogą, to coś dużo w tym Mieście Aniołów bliźniaków, nie uważasz? :D Matematyczka z dygresji Reyi tak bardzo skojarzyła mi się z moją, że to aż z lekka przerażające. Moja przynajmniej nie drwi z uczniów, ale jak się wydrze, to ciarki człowieka przechodzą i nie ma ochoty się odzywać do końca lekcji. I w ogóle to, o co chodzi z tą kolacją? Dałaś mi teraz zagwozdkę, mam nadzieję, że szybko ukażesz tutaj coś nowego, bo nie mam ochoty zgadywać :D
    Jeśli masz kłopot z błędami, zgłoś się tutaj: http://betowanie-ffth.blogspot.com/
    Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj! Wybacz :p Bardzo zwlekałam z koncówką tego rozdziału. Wydaję mi sie , że zbyt przeciągnęłam ten rozdział, co z resztą pewnie zauważyłaś, że jest dłuższy. Co do tematu rozdziału; Cóż, to prawda w końcu Reya, nie może stale unikać Ojca.(Ale nie zdradze tego jakie będą ich dalsze relacje). Druga sprawa, cóż któż wie ile jest w Mieście Aniołów bliźniaków? Zdradze jedną tylko związane z opowiadaniem. Otóż, Jak zauważyłaś Bracia Kaulitz zaprosili na kolacje bliźniaków Jackson'ów. Kaulitzowie mają w tym udział związane ze sprawą która zaistniała w ich domu. :)

      Usuń
  3. dziękuję za ciemną stronę rozdziałową
    rozdział jest wciągający więc chętnie czekam na kolejny etap
    gratuluję weny

    OdpowiedzUsuń